poniedziałek, 15 grudnia 2014

"Tracisz kontrolę i nagle jest nienormalnie, bo pod wpływem emocji nie myślisz już racjonalnie.."

Czwartek, 27 luty 2014
Od niedzielnego sukcesu minęło kilka dni. Wczoraj wróciliśmy do domu. Dzisiaj spałam do 12, a potem pojechałam do Kornelii. Miałyśmy ogarnąć zdjęcia z turnieju, a potem zawieźć je do prezesa. Dopiero u niej okazało się, że tych zdjęć jest prawie 20 tysięcy. Wspólnie doszłyśmy do wniosku, że lepiej dać wszystkie Tumińskiemu. Niech robi z nimi co chce. Wróciłam do domu i zrobiłam coś do jedzenia. O 17 przyjechał Łukasz. Był czymś załamany. Usiadł w salonie na kanapie i smutnym głosem powiedział, że w poniedziałek wraca do szpitala kontynuować leczenie. Nim zdążył powiedzieć więcej, wróciła moja mama i wyjaśniła nam co dalej. Powiedziała, że Łukasz nie powinien tyle grać na turnieju i, że jak leczenie nie przyniesie skutku potrzebna będzie operacja. Myślałam, że się popłaczę...:C Poszłam do kuchni podgrzać przygotowaną wcześniej kolację. Poprawiłam lekko rozmazany makijaż i podałam do stołu. Kiedy zjedliśmy, mama posprzątała, a ja poszłam z Łukaszem do góry. Usiedliśmy u mnie w pokoju. Jednak on szybko zasnął. Wróciłam do kuchni i zapytałam mamę, czy faktycznie jest tak źle. Jej odpowiedź nie spodobała mi się. Zadzwoniłam do rodziców Łukasza, żeby przekazać, że on już śpi i zostanie u mnie do jutra. Pani Basia się zgodziła. Resztę wieczoru przepłakałam :'(

Poniedziałek, 3 marca 2014
Rano dostałam SMS-a od Łukasza, żebym się nie martwiła, bo wszystko będzie dobrze. Po rozmowie z mamą, wiedziałam, że nie będzie. Siedziałam na lekcjach a na pytania nauczycieli o wrażenia po turnieju, odpowiadałam pół zdaniami. Nie miałam ochoty z nikim o tym rozmawiać. Pani na matematyce zaczęła od pytania: gdzie jest Łukasz?... Wytłumaczyłam jej, że musiał wrócić do szpitala. Na przerwie każdy mnie o to pytał...Nie wytrzymałam. Poszłam do wychowawcy i zwolniłam się do domu. Nie byłam w stanie dłużej siedzieć w szkole. Prosto pojechałam do szpitala i zapytałam Agaty, gdzie leży Łukasz. Usłyszałam, że na OIOM-ie...Ziemia się pode mną ugięła. Zostałam tam zaprowadzona, ale nie miałam siły, żeby wejść i choć chwilę przy nim posiedzieć. Na korytarzu spotkałam pana Ryszarda, który powiedział mi,ze właśnie rozmawiał z moją mamą i nie wiadomo co będzie dalej. Potrzebna będzie poważna operacja, a jak to nie pomoże to nawet przeszczep serca. Udałam się do mamy. Wtedy ona zdecydowała się wyznać mi prawdę. Chociaż zgodnie z etyką lekarską nie powinna mi nic mówić. Prawda była taka, że Łukasz miał poważną wadę serca, która wymagała interwencji chirurgicznej. O mało nie spadłam z krzesła...Zaczęłam krzyczeć, że jak on umrze nigdy jej tego nie daruję, że on musi żyć, że jego choroba miała być lekka i szybka, a chłopak walczy o życie...i się poryczałam. Płakałam cały czas. Z żałosnego zapłakania wyrwało mnie pojawienie się kolejnego lekarza w gabinecie mamy.  To był jakiś profesor, który ma przeprowadzić zabieg Łukasza jeszcze dziś. Nie chciałam już słuchać znanego lekarskiego tekstu, że wszystko będzie dobrze. Pożegnałam się i wróciłam na OIOM. Była tam już pani Basia, wiedziała już o operacji. Poszli porozmawiać z profesorem Sawickim. Zaraz potem operacja się zaczęła :(

Czwartek, 6 marca 2014
Minęły 3 dni od operacji Łukasza. Założyli mu coś w rodzaju zastawki, która ma blokować niechciane płyny w okolicy serca, a także regulować jego pracę.Dalej jest w śpiączce. Lekarze mówią, że jest lepiej, ale ja nie widzę żadnej poprawy ;C Siedzę przy nim i opowiadam mu o tym, co się dzieje w szkole i w domu. Wiem, że on mnie nie usłyszy, ale mimo wszystko mówię Wszyscy się o niego martwią. Nauczyciele, koledzy, drużyna, a co najważniejsze ja. Z innych rzeczy nic się nie zmieniło. Dalej nie mam ochoty na spotkania ze znajomymi, odmówiłam Kornelii wyjścia do kina. Wychodząc z sali, zagryzam wargi i płaczę. Wieczorami modlę się, żeby było lepiej Wczoraj w sklepie wpadłam na koleżankę z gimnazjum, z uprzejmości wymieniłam z nią kilka zdań i poszłam dalej. W szkole przerwy spędzam z dala od klasy, chociaż wiem, że zawsze mogę liczyć na ich wsparcie. Na domiar nieszczęść tata dzisiaj powiedział, że ciotka Aldona z rodziną wracają do Polski na stałe i dopóki czegoś nie znajdą, będą mieszkać u nas :C Znowu będę dzieliła mieszkanie z Oktawią i Frankiem. Na całe szczęście ona nie pójdzie do mojej szkoły, tylko do technikum na drugim końcu miasta. Ciotka z wujkiem postanowili wrócić do korzeni po kilka latach emigracji. Wujek będzie pracował na oddziale z mamą, a ciocia zajmie się księgowością w firmie taty. Postaram się unikać znienawidzonej kuzynki, tak długo jak to tylko będzie możliwe. A tymczasem wracam do nauki. Może jutro będzie lepszy dzień :) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz