wtorek, 30 czerwca 2015

"I chociaż walczysz z całych sił o coś więcej niż parę chwil..."

Środa, 4 luty 2015
Dzisiaj na religii ksiądz puścił nam film "Rodzice mnie nie rozumieją". Opowiadał o nastolatku, który chciał jeździć samochodem terenowym kumpla wbrew woli rodziców. On miał wypadek, mimo tego niewiele go to nauczyło :/ Jak tak się zastanowiłam to w sumie wyszły z tego "Trudne sprawy". Pani psycholog stwierdziła na końcu, że rodzice zawsze powinni rozmawiać ze swoimi dziećmi o ich uczuciach, planach i marzeniach, a nie tylko zakazywać. Moi rodzice właśnie tacy są. Zawsze mogłam (i mogę) z nimi szczerze porozmawiać. Rozumiemy się bez słów. Jak Łukasz był chory, a ja wracałam zapłakana do domu, to tata od razu mnie przytulał i przynosił moje ulubione lody albo gorącą czekoladę z bitą śmietaną i cynamonem :* Mama pocieszała i mówiła, że wszystko będzie dobrze. Tak się zamyśliłam, aż nagle Robert do mnie "ej księżniczko, nie myśl o niebieskich migdałach, twój książę siedzi obok". Ach moja kochana klasa. Zawsze wie, jak mnie rozbawić. Na matematyce pani Michalina nie zapomniała zapytać o Szymona. Długo nikt się nie odzywał i zanim ja chciałam powiedzieć, że jest chory, to nasza pani matematyczka powiedziała "co z was za koledzy? pewnie chłopakowi przykro, że tak go zlewacie...". W końcu nieśmiało podniosłam rękę, a Michalina do mnie "to co do tablicy idziesz?" a ja takie "no nie, chciałam powiedzieć co z Szymonem". Powiedziałam, co wiedziałam. Niestety nie uniknęłam pójścia do odpowiedzi :( Wczoraj wieczorem tylko zrobiłam po jednym podpunkcie z każdego zadania. Bałam się kompromitacji, bo totalnie nic nie umiałam. Na szczęście pani zapytała mnie z podpunktów, które zrobiłam wczoraj ;) Dostałam jeszcze zadanie na 6 :o Zrobiłam je i otrzymałam taką cudowną ocenę celującą. Szepnęłam cicho do siebie "Głupi ma zawsze szczęście", a Michalina tylko się uśmiechnęła. W domu czekała na mnie mama. Znowu byłyśmy w "Magdalence". Zapłaciłyśmy tylko zaliczkę i wróciłyśmy do domu. Zrobiłam lekcje, pouczyłam się angielskiego i napisałam na klasowej grupie, żebyśmy ogarnęli jakąś klasową wycieczkę, najlepiej kilkudniową. Posypały się komentarze i propozycje. Pisaliśmy do północy prawie, ale i tak nic z tego nie wyszło :'(

Piątek, 6 luty 2015
Siedziałam przy obiedzie i wpadł mi do głowy genialny pomysł! Wpadniemy do Szymona. Zobaczymy czy on jeszcze żyje i pogadamy z nim. Łukaszowi mój plan się spodobał, ale wtedy przypomniałam sobie, że on nie może przebywać w otoczeniu osób chorych, bo leki immunosupresyjne (po miesiącu nauczyłam się tej nazwy), czyli takie, które osłabiają odporność bla bla bla...Stwierdziłam, że pojadę do Szymona z Kornelią. Tak też zrobiłam. Dojechałyśmy pod ten jego blok. Oczywiście pomyliłyśmy numery mieszkań. Zadzwoniłyśmy pod 12. Otworzył nam jakiś starszy pan. My do niego "Czy tutaj mieszka Szymon?" Pan powiedział, że nigdy żaden Szymon tu nie mieszkał....Zaczęło nas to zastanawiać. Wygrzebałam z torebki kartkę z jego adresem. Było tam nr mieszkania 21, a nie 12 :( Przeprosiłyśmy tego pana i poszłyśmy dwa piętra wyżej. Drzwi otworzył nam pan mecenas. Wpuścił nas i powiedział, że musi wyjść na spotkanie z klientem. Szymon leżał w salonie. Ucieszył się na nasz widok. Chciał nas poczęstować winem, ale mu odmówiłyśmy :) Powiedział, że był wczoraj na treningu i dzisiaj rano nie mógł się ruszyć. Zaprosił nas na jutrzejszy mecz. Odmówiłam mu, bo miałam już zaplanowane popołudnie z Oktawią. Miała wpaść do mnie z Maksem. Szymon mi na to "to wbijajcie wszyscy" i dał nam bilety. Obiecałam mu, że zapytam ich i dam mu znać. Kornelia powiedziała, że choćby miała wstać o 5, żeby się wyrobić ze wszystkim to przyjdzie. Doszłyśmy do wniosku, że nie będziemy go dłużej męczyć i poszłyśmy. Za tydzień premiera "50 twarzy Greya". Nienawidzę takich filmów. Idę tam tylko ze względu na Kornelię.  Podobno wszystkie bilety na premierę w naszym miasteczku zostały sprzedane, czyli będzie cała sala ;) Może jeszcze uda mi się wkręcić Łukasza, żebyśmy nie szli :D Kto wie....

Sobota, 14 luty 2015
Wczorajsza premiera "Greya" skończyła się dla nas wizytą na Izbie Przyjęć i Posterunku Policji :( W sumie to film nawet mi się podobał. Tyle tylko, że oglądałam go gdzieś do połowy. Potem Szymon odwalił taką akcję, że najchętniej to bym go od razu zabiła. Ale po kolei Umówiliśmy się z nimi o godzinie 18:30 pod kinem. Film zaczynał się o 19:10. Wiadomo, chcieliśmy jeszcze kupić popcorn i colę przed filmem. Kupiliśmy i weszliśmy na salę. Jeszcze przed filmem do Łukasza zadzwoniła mama, więc on wyszedł z nią porozmawiać. Wtedy Szymon zaczął coś kombinować z kubkiem Łukasza. Stwierdził, że się pomylił i sięgnął nie do tej dziury :) Film się zaczął i tak leci pierwsze 5, 10, 15 minut. Git. Było gdzieś z 30 minut po rozpoczęciu filmu, jak Łukasz stracił kontakt ze światem. Ba, stracił przytomność! :( Wyczułam od niego alkohol! Wiedziałam, że to sprawka Szymona. Nasz nowy kolega zaczął latać po kinie i się rozbierać. Krzyczał "która chce być moją Anastasią?Będę cudownym Greyem". Kornelia pobiegła po kogoś z obsługi. Przerwali emisję filmu i wyprosili ludzi. Ochroniarz złapał nagiego Szymona i skuł go kajdankami. Nie pozwolił się nawet mu ubrać. Czekaliśmy na karetkę :/ Sekundy trwały dla mnie jak wieczność. Kornelia wyjęła z plecaka Szymona puste butelki po wódce. Okazało się, że on dolewał do coli Łukasza i swojej odpowiednią porcję alkoholu i coli, jak już się kończyła. Debilny z niego człowiek! :// Obiecałam sobie, że jak Łukaszowi coś się stanie, to nie ręczę za siebie. Chwilę przed karetką pojawił się radiowóz. Policjant powiedział, że ja i Kornelia też musimy jechać złożyć wyjaśnienia. Zapytałam, czy mogę się zgłosić potem, bo muszę się zająć Łukaszem. Zgodził się. Powiedział, że mamy przyjechać obie jak już będziemy wszystko wiedzieć. Zbadali Szymona alkomatem. Miał 2 promile prawie. Łukasz ponad 0,5 promila. Policjant był zdziwiony, że mój chłopak tak skończył, bo przecież pół promila to nic, ale wytłumaczyłam mu, że Łukasz półtora miesiąca temu miał przeszczep serca. Policja zabrała tego idiotę. My pojechaliśmy do szpitala. W drodze zadzwoniłam do pani Basi i pana Ernesta. Obydwoje wpadli do szpitala jednocześnie. Ernest od razu błagał, żebyśmy chronili jego syna, a ja rzuciłam mu tylko "Szymon dostał od nas drugą szansę po akcji w pizzerii. Zachował się jak skończony debil. Łukasz mógł przez niego umrzeć!" Kiedy okazało się, że z Łukaszem jest w porządku, tylko musi zostać 2-3 dni na obserwacji, to pojechałyśmy na komisariat. Szymonowi dali tylko "pouczenie" i 5000 zł grzywny. Byłam wściekła :( Chciałam, żeby za to odpowiedział... Nagle przypomniało mi się, że jego ojciec jest prawnikiem :// Wkurzona wróciłam do domu o 4:30 w nocy. Weszłam tylko na fejsa na chwilę, a tam Szymon wrzucił coś, za co go ostro zjechałam. Przyrzekłam sobie, że już nigdy się do niego nie odezwę. 



poniedziałek, 29 czerwca 2015

"Jest taki dzień i każdy tak ma, że czasem jest źle, że jakoś nie tak..."

Wtorek, 27 stycznia 2015
Od rana wydzwaniał do mnie Szymon. Po wczorajszej akcji nie miałam ochoty z nim rozmawiać jakoś. Pojechałam z Kornelią do galerii. Siedziałyśmy w naszej ulubionej kawiarni i moja przyjaciółka uświadomiła mi pewną rzecz. Za niecałe trzy miesiące przypadają moje 18-naste urodziny. Kornelia stwierdziła, że powinnam już teraz wynająć jakąś restaurację, zrobić listę gości, wybrać muzykę, ustalić menu i ogólnie się tym zająć. Dodała, że ona, pomimo tego, że urodziny ma dopiero w sierpniu już dawno wynajęła restaurację na jej osiedlu. Przyznałam jej rację i obiecałam, że jeszcze dzisiaj o tym pomyślę. Zapytałam ją, co sądzi o wczorajszym zachowaniu Szymona. Stwierdziła, że powinnyśmy go o to zapytać, bo może miał jakiś powód, żeby się upić. Postanowiłyśmy, że go tutaj ściągniemy i zapytamy o to. Przyjechał po 40 minutach z dwoma bukietami róż. Przeprosił nas za wczoraj. Powiedział nam, że miał ciężki trening, a piwo pozwala mu się zrelaksować. Chyba nikt nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Nie mogłam się powstrzymać od śmiechu. Kurde, co jest ze mną nie tak? :D Wybaczyłyśmy mu i zgodnie stwierdziłyśmy, że na następny raz ma zamówić czerwone słodkie wino, bo tylko takie my pijemy ;) Pożegnałam się z nimi i wróciłam do domu. Usiadłam przy stole w kuchni z laptopem i zaczęłam planować moją urodzinową imprezę. Utworzyłam w Wordzie plik "MY SWEET 18", zapisałam już pierwsze osoby na liście gości. Zapytałam panią Stenię, jakie menu najlepiej wybrać ;) Powiedziała, żebym po prostu wybrała sobie jakiś konkretny lokal i tam wtedy mi pomogą dobrać menu. Co ja bym niej zrobiła? :* Akurat mama wróciła z pracy. Jak zobaczyła co robię, od razu stwierdziła, że musi to być impreza z pompą, taką, że nie będziemy wiedzieli po niej jak się nazywamy. Zadzwoniła gdzieś i powiedziała "Wynajęłam Ci salę w Magdalence, do 14 lutego musisz zrobić listę gości i potem pojedziemy tam wybrać menu. Myśl też o muzyce, może jakiś Dj znany z miasta?" Moja kochana mama i jej plany. Siedziałam nad tą listą, nawet nie zauważyłam, że stoi za mną Łukasz. Bardzo dobrze, że przyszedł. Pomógł mi dokończyć. Na mojej liście było 64 osoby :o Wiedziałam, że kilka odmówi, że komuś coś wypadnie, ale i tak wydawało mi się za dużo o.O Co mi tam! Raz się żyje <3

Piątek, 30 stycznia 2015
Leżałam sobie w łóżku do 10. Pewnie trwałoby to dłużej, gdyby nie to, że Kornelia wpadła do mojego pokoju. Już od schodów krzyczała, że ma dla mnie niespodziankę. Rzuciła mi na łóżko bilety do kina na "50 twarzy Greya". Premiera 13 lutego. Dzień przed Walentynkami. Powiedziała, że dostała to w prezencie od Szymona. Uśmiechnęłam się i wytłumaczyłam, że sama na taki film nie idę, a Łukasz może nie chcieć...W kinie dużo ludzi, zarazki itd. Ona mi na to "Kochana on już jest załatwiony :p, teraz muszę lecieć, ale jeszcze się odezwę. Będzie git, żegnam :)" Nie zdążyłam nic jej odpowiedzieć, bo już jej nie było. Wstałam, ogarnęłam się i poszłam do Łukasza. Siedział w kuchni i kroił warzywa na sałatkę. Oczywiście przeciął się nożem, jak mnie zobaczył. Opatrzyłam go i sama skończyłam krojenie. Zapytałam go wprost, czy chce iść na tego Greya. Powiedział, że o niczym innym nie marzy, jak wyjść na te dwie godziny z domu. Mówił, że przecież od przeszczepu tak mało razem wychodziliśmy. Tylko na pogrzeb Adriana, na pizzę z Szymonem i tam raz do drogerii. Ucieszyłam się, bo miałam obawy, że pomysł z kinem jest kolejnym szaleństwem Kornelii. Pojechałam z Łukaszem do jego lekarza na kontrolę. Generalnie miało się wyjaśnić, czy Łukasz będzie mógł wrócić do szkoły po feriach (nota bene już w poniedziałek). Ten lekarz doprowadził mnie do łez. Powiedział "Reasumując wszystkie aspekty kwintesencji tematu, dochodzę do fundamentalnej konkluzji...musisz zacząć się znowu uczyć" Po prostu mnie rozwalił :D Szczęśliwi wróciliśmy do domu :) Wpadła Kornelia z Szymonem :p Oglądaliśmy sobie filmy różne. Potem otworzyłam jakieś wino z barku taty. Stało tam chyba z rok czasu :) Wypiliśmy  całe w trójkę. Jak tata wrócił, stwierdził, że Szymon sprowadził mnie na złą drogę i przybił sobie z nim piątkę. Powiedział "no w końcu" i poszedł do kuchni. Otaczam się nienormalnymi ludźmi ://

Poniedziałek, 2 luty 2015
W szkole, jak to w szkole nudno. Wszyscy jeszcze żyją feriami i wspomnieniami.Nie było w sumie tylko Szymona. Zdziwiło mnie to, bo jeszcze w piątek pił z nami winko.  Po lekcjach pojechałam do "Magdalenki", żeby ustalić menu na moje urodziny. Pani Ilona, menadżerka, powiedziała, że każdy w menu znajdzie coś dla siebie. Rzuciła mi jadłospisy z poprzednich imprez tego typu. Najbardziej spodobała mi się karta potraw z 40-tych urodzin jakiegoś biznesmena. Było w niej wszystko od niezdrowych fast-foodów  do eleganckich owoców morza i innych takich. Kiedy przeszłyśmy do alkoholi powiedziałam, że na pewno szampan do tortu, wódka i wino. Ilona zaproponowała, żeby zrobić tak zwany u nich "bufet 100 alkoholi", czyli stół szwedzki z setką alkoholi z całego świata :) Spodobał mi się ten pomysł. Może każdy znajdzie coś dla siebie. Wróciłam do domu i wzięłam się za naukę. Jak już wszystko ogarnęłam, weszłam na fejsa. Akurat Szymon napisał, żebym mu lekcje wysłała z dzisiaj. Wysłałam i zapytałam, czemu go nie było. Napisał, że w sobotę po meczu Lotosu, wyszedł taki zgrzany bez kurtki z sali i wieczorem już 39 stopni gorączki. Całą niedzielę spędził w łóżku i dzisiaj był u lekarza, który dał mu zwolnienie do piątku i kazał leżeć :( . Zapytałam go, czy już grał. Powiedział, że calutki meczyk :) Dodał, że wygrali 3:0. Popisałam z nim jeszcze trochę, życzyłam powrotu do zdrowia i poszłam oglądać "M jak Miłość". 

sobota, 27 czerwca 2015

"Pokonamy fale, jeśli każdy z nas zbuduje brzeg z miłości swej..."

Sobota, 17 stycznia 2015
Wstałam o godzinie 11. Zjadłam śniadanie i poszłam do Łukasza. Leżał przed telewizorem. Powiedziałam mu, że o 14 jestem umówiona z adwokatem rodziców Adriana. On w rewanżu pokazał mi wezwanie do prokuratury! Czytałam i czytałam to wezwanie. Został powołany na świadka w sprawie karnej o znęcanie się psychiczne nad całą  drużyną przez Arkadiusza Tumińskiego (trener), a także w sprawie o otrucie Adriana. Tak określił to prokurator. Łukasz dał mi do zrozumienia, że nie chce tam iść, bo nie ma ochoty znowu spotykać człowieka, który zniszczył mu życie. Przekonałam go jednak, że jego zeznania mogą być kluczowe dla sprawy. Przyznał mi rację :) Posiedziałam u niego, potem szybko się przebrałam, zrobiłam makijaż i pojechałam do pana mecenasa. Okazał się nim ojciec Szymona!! :p Oczywiście ze względów formalnych się przedstawił. Pan Ernest opowiedział mi o sprawie i mojej roli w śledztwie. Powiedział mi, że Tumińskiemu grozi 25 lat więzienia za otrucie Adriana. Poza tym dostanie wyrok za znęcanie się. Za to grozi do 10 lat. Zostanę powołana na świadka w sprawie o znęcanie się. Łukasz niestety w obu :( Potem pojawił się Jagieński i jeszcze on coś mi tam marudził. Wypytał mnie o zdrowie Łukasza. Powiedziałam mu, że przecież wie, gdzie on mieszka i może go odwiedzić. Pożegnałam się z nimi i pojechałam do Kornelii. Zaprosiłam ją do siebie na piątek. Obiecałam, że będziemy same. Zgodziła się, więc szczęśliwa pojechałam do domu. Posiedziałam u Łukasza. Czytaliśmy sobie mądre cytaty w Internecie. Jeden szczególnie zapadł mi w pamięci:

Piątek, 23 stycznia 2015
Pierwszy tydzień ferii upłynął bardzo szybko. W sumie większość czasu spędziłam z Łukaszem. Dzisiaj spotkałam się z Szymonem. Zaplanowałam już nawet, jak poznam go z Kornelią tak na poważnie. Dałam mu swoje zeszyty od polskiego i historii i powiedziałam, że jak moja przyjaciółka wpadnie dzisiaj, napisze mu sms-a. Ku mojemu zdziwieniu bardzo mu się ten plan spodobał. Ogólnie był jakiś szczęśliwy :D Zapytałam go o powód tego nastroju. Pokazał mi jakieś papiery. Powiedział, że podpisał kontrakt na grę w Lotosie Olsztyn. W poniedziałek ma pierwszy trening. Gadaliśmy sobie i nagle pojawił się Łukasz. Powiedział, że ma dość siedzenia w domu i przyjechał się trochę zmęczyć. Haha sportowiec. Szymon nie chciał nam przeszkadzać i powiedział tylko "widzimy się potem". Łukasz popatrzył na mnie jak na idiotkę :( Musiałam mu wszystko powiedzieć. Stwierdził, że to dobry pomysł. Połaziliśmy sobie po sklepach. W drogerii zaliczyliśmy małą wpadkę :( Łukasz spotkał swojego lekarza :// Kurde, dlaczego my?? Najpierw oberwało się jemu, potem mi, a na końcu zabrał nas do szpitala i chciał nawet zatrzymać Łukasza na obserwacji. Masakra jakaś, jak przyszła moja mama zaczęła się smiać. Mówi tak do tego lekarza "Poldek, wyluzuj. Chłopak wie co robi. Jak jeszcze raz nawrzeszczysz na moją córkę, będziesz musiał szukać innej pracy" Ach ta moja mama :* Wróciliśmy do domu. Łukasz położył się u mnie w pokoju, a ja przygotowałam salon na przyjazd Kornelii. Jak już przyszła, prawie jej nie poznałam. Zrobiła sobie ombre na włosach, a na bluzce miała napis"czas na zmiany". Napisałam do Szymona i zajęłam się gościem. Powiedziała mi, że swoje już wypłakała i musi wrócić do świata żywych. Zadzwonił dzwonek do drzwi. To był Szymon. Strasznie szybko się pojawił :D Jak ich sobie przedstawiłam, już nie mogłam dojść do głosu. Rozmawiali ze sobą jak starzy kumple <3 W końcu jednak musieli się rozstać :/ Około 23 dostałam od niej wiadomość "Dziękuję :* Zajebisty ten Szymon :) Spotkajmy się w czwórkę niedługo <3" Odpisałam, że chętnie i poszłam spać.

Poniedziałek, 26 stycznia 2015
Łukasz siedział u mnie cały weekend. Moja mama zapytała, czy nie chcemy znowu jechać do sanatorium. Jednak nie mieliśmy na to ochoty. Oglądaliśmy filmy, mecze i seriale. Dzisiaj niestety boleśnie przekonaliśmy się, że każdy medal ma dwie strony. Tak samo jest z ludźmi. Poznaliśmy gorsze oblicze Szymona. Opowiem jednak po kolei. Umówiliśmy się z Kornelią w restauracji obok rynku o godzinie 16. On miał do nas dołączyć koło 17, po treningu. Dołączył równiutko o 17. Zapowiadał się fajny wieczór, w miłym towarzystwie. Zamówiliśmy pizzę i colę. Szymon, jako że 2 stycznia skończył 18 lat, zamówił sobie piwo. Proponował nam też, ale jakoś nas to nie jarało :) Myśleliśmy, że wypije to jedno i spokój. Haa na jednym to się zaczęło :( W sumie wypił chyba z osiem. Zaczął świrować :// Podbiegł do kelnerki i złapał ją za biust. Potem sam zaczął się rozbierać. Przypomniała mi się sytuacja z pożegnania wakacji i syn wspólnika taty- też Szymon, który zaczął się rozbierać w rytm piosenki: https://www.youtube.com/watch?v=9LAJwJkCgTA Tutaj muzyka jednak nie grała.Nikt z naszej trójki nie chciał się  awanturować z pijanym Szymonem. Szukaliśmy racjonalnego wyjścia i zadzwoniłam do jego ojca. Przyjechał i zabrał go do domu :) My też się rozstaliśmy. Po dzisiejszym dniu straciłam wiarę w siatkarzy :'(

piątek, 26 czerwca 2015

"Życie nie tylko egzystencją jest i poczekalnią do czegoś czego może nie ma..."

Środa, 7 stycznia 2015
Pierwszy dzień w szkole po świętach. Łukasz jeszcze musi odpoczywać w domu. Może po feriach wróci do szkoły. Weszłam na fizykę trochę spóźniona, a za mną jeszcze wszedł jakiś chłopak. Za nim wszedł nasz wychowawca. Przedstawił nam tego chłopaka. Nazywał się Szymon Stawicki. Przeniósł się do naszego miasta z Katowic. Powiedział na początku, że jest sportowcem, a jego wcześniejszą szkołą było liceum sportowe. Pisałam cały czas z Łukaszem i nie słuchałam tego nowego. Wychowawca do mnie "no Wiktoria oprowadzisz kolegę". Zgodziłam się nawet. Po kilku minutach rozmowy okazał się całkiem fajnym chłopakiem. Oczywiście do rozmowy. Zapytałam go o powód porzucenia miasta dla naszego małego miasteczka. Powiedział, że jego mama dostała tutaj pracę, a ojciec nie chciał, ale musiał się zgodzić na przeprowadzkę. Naszą rozmowę przerwał telefon od Jagieńskiego. Dzwonił, żeby mi powiedzieć, że powołał mnie na świadka w sprawie przeciwko Tumińskim i się rozłączył, zanim zdążyłam mu cokolwiek odpowiedzieć...Opowiedziałam pokrótce Szymonowi całą sprawę. Łącznie z pogrzebem i przeszczepem Łukasza. Po lekcjach pojechałam do mamy i spotkałam tam mojego nowego znajomego. Okazało się, że jego mama została nowym dyrektorem księgowości w szpitalu mojej mamy. Tak więc oprowadziłam Szymona jeszcze po szpitalu i w końcu poszliśmy coś zjeść do bufetu. Spotkałam tam panią Irenę-mamą Kornelii. Powiedziała mi, że Kornelia od śmierci Adriana nic nie jadła i znalazła się tutaj z odwodnienia. Postanowiłam ją odwiedzić, ale nie chciałam zostawiać Szymona samego. Poszłam z nim. Przedstawiłam ich sobie. Pogadaliśmy trochę i poszliśmy każdy w swoją stronę. Szymon chciał jechać ze mną i poznać Łukasza, ale było już trochę późno i mój chłopak mógł już spać. Wieczorem opisałam wszystko Oktawii i poszłam spać.

Sobota, 10 stycznia 2015
Dzisiaj moja mama zaprosiła państwa Stawickich na kolację. Ja zaprosiłam Łukasza z rodziną. Fajnie się zapowiadało. Około 15 przyjechali. Mama Szymona była bardzo miłą kobietą. Jej mąż również. Łukasz z Szymonem szybko złapali wspólny język. Obaj kochali sport. Tyle tylko, że Łukasz był piłkarzem, a Szymon siatkarzem. Grał w Iskrze Katowice. Teraz szuka klubu w okolicy. My nie wiedzieliśmy jak mu pomóc, bo o siatkówce nigdy nie myśleliśmy. Nie mieliśmy nawet pojęcia, czy u nas w mieście jest coś takiego. Wtedy Szymon posmutniał. Łukasz obiecał mu, że coś postaramy się ogarnąć. Potem on wypytał nas o szkołę, o nauczycieli i ich wymagania. Zapytał czy pani Michalina zawsze tyle zadaje z matematyki, a pan od historii patrzy na wyniki meczy i wtedy my wiemy jak z nami będzie. W rewanżu Szymon opowiedział nam o swojej poprzedniej szkole i wspomnieniach z nią związanych :D Opowiadał o imprezie, którą kilka osób skończyło w toalecie. Hahaha takie rzeczy w szkole sportowej. Kto by pomyślał?! ;) Łukasz koło 19 poszedł do domu, a ja jeszcze rozmawiałam z naszym nowym kolegą. Zapytał mnie, kim była ta dziewczyna, u której byliśmy w szpitalu. Odparłam, że to moja najlepsza przyjaciółka, która w wyniku głupoty ludzkiej straciła chłopaka i wpadła w depresję. On stwierdził, że Kornelia jest w jego typie i że poczeka, aż ona wyjdzie z depresji i wróci do rzeczywistości. Szczerze trzymałam za nich kciuki i życzyłam szczęscia.

Piątek, 16 stycznia 2015
Dzisiaj moja klasa nie była na lekcjach. Braliśmy udział w wolontariacie na Festiwalu Sztuki Specjalnej. To znaczy osoby niepełnosprawne śpiewały, recytowały wiersze i przedstawiały krótkie spektakle. Wcześniej mieliśmy sobie wybrać, czym chcemy się dokładnie zajmować. Ponieważ mnie nie było na tych "wyborach" to przypadła mi rola prowadzącej :( Podczas, gdy inni mieli tylko opiekować się poszczególnymi grupami (20 osób) albo dbać o muzykę i światło, ja stałam tylko na scenie i zapowiadałam kolejne występy. W sumie trwało to 10 godzin. Spędziłam jeszcze kilka godzin u Łukasz. W końcu wróciłam do domu. Zmęczona położyłam się na kanapie w salonie. Od poniedziałku zaczynają nam się ferie zimowe. Dwa tygodnie wolnego od szkoły :D Zadzwonił mi telefon, więc musiałam wstać. Numer był nieznany, ale odebrałam. To był jakiś facet. Przedstawił się i powiedział, że reprezentuje rodzinę Adriana. Dostał mój numer od trenera Jagieńskiego. No tak mam zeznawać przeciwko Tumińskim. Umówiłam się z tym adwokatem na jutro i poszłam spać.

czwartek, 25 czerwca 2015

"Jak na deszczu łza cały ten świat nie znaczy nic a nic..."

Sobota, 27 grudnia 2014
Wstałam rano i od razu zadzwoniłam do Jagieńskiego. Powiedział mi, że Adrian trafił wczoraj rano do szpitala i jest w stanie ciężkim, wręcz krytycznym. Poprosił mnie, żebym powiedziała o tym Kornelii. Ale jak? Mam powiedzieć przyjaciółce, że jej chłopak umiera 700 km od domu? Na samą myśl zaczęłam płakać. Mój płacz usłyszała mama. Przyszła i zapytała mnie co się stało. Jak jej powiedziałam od razu się popłakała :( Płakałyśmy razem. W końcu się opanowałam i zadzwoniłam do Kornelii, żeby jej wszystko powiedzieć. Ona od razu zaczęła ryczeć...Chciała pojechać do Karpacza, żeby chociaż przez chwilę zobaczyć Adriana. Uspokoiłam ją, że jej chłopak ma fachową opiekę i silny organizm, który na pewno pokona chorobę. Potem znowu zadzwoniłam do Jagieńskiego, żeby go zapytać jak to się stało i czemu Adrian trafił do szpitala. Powiedział mi, że dostawał "leki", które miały mu pomóc pokonać zmęczenie. Było jednak odwrotnie :( Tabletki mu zaszkodziły. Spowodowały nieodwracalne  uszkodzenie serca i mózgu. Oznaczało to, że już nigdy nie wyjdzie na boisko. O ile w ogóle przeżyje. Rozmawiałam z byłym trenerem jeszcze długo aż nagle do mojego domu wpadł Łukasz. Zapytał mnie, czy już wiem o Adrianie. Powiedziałam mu, że wiem wszystko. Posiedzieliśmy sobie w milczeniu. Żadne z nas nie było w stanie nic powiedzieć. Około godziny 19 zadzwonił telefon. Na wyświetlaczu zobaczyłam  nieznany numer. Odebrałam a chwilę potem upuściłam telefon :'( Dzwonił do mnie Robert, kolega z klasy i Królewskich... Powiedział, że 15 minut temu Adrian umarł! ://

Niedziela, 28 grudnia 2014
Obudziłam się w objęciach Łukasza. Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam. Pół nocy przepłakaliśmy. Mama, która wczoraj szybko poszła spać o niczym nie wiedziała. Dlatego była bardzo zdziwiona jak nas zobaczyła śpiących na sofie w salonie.  Łukasz wszystko jej powiedział. Ja nie byłam w stanie :( Było nam wszystkim ogromnie smutno z tego powodu. Postanowiłam zebrać się i zadzwonić do Sonii do Gorzowa. Przecież go znała... Odprowadziłam Łukasza do domu, wzięłam prysznic i pojechałam z rodzicami do kościoła. Spotkałam po mszy syna Jagieńskiego. On już też wiedział. Plotki pod kościołem były słyszalne wszędzie. Każdy już wiedział. Cały dzień próbowałam dodzwonić się do Kornelii, ale bez skutku. Postanowiłam do niej pojechać. Drzwi otworzyła mi jej mama. Powiedziała, że Kornelia od wczoraj nie wychodzi z pokoju. Nic nie jadła, nie piła, nawet drzwi nie otwiera. Mimo wszystko chciałam z nią porozmawiać. Próbowałam wejść do jej pokoju, ale mnie nie wpuściła. Krzyczała tylko, że ją okłamałam, że mówiłam, iż wszystko się ułoży itd. Faktycznie tak było, ale nie wiedziałam, że z Adrianem jest tak źle. Rozmawiałam jeszcze z jej mamą i pojechałam dalej. Odwiedziłam Jagieńskiego. On też był załamany. Nawet bardzo :'( Powiedział mi, że wytoczy proces trenerowi i prezesowi Tumińskiemu o spowodowanie śmierci, poprzez te tabletki. Wróciłam do domu i w tym samym momencie wpadła Oktawia z Maksem. Byłam bardzo zdziwiona, bo jeszcze wczoraj Maks był na obozie...Podobno natychmiast po śmierci Adriana trener kazał im się pakować i wracać do Korony :/ Poznaliśmy (w międzyczasie przyszedł Łukasz) całą historię na temat choroby naszego zmarłego przyjaciela. Miał zapalenie płuc, gorączkę, a mimo to musiał trenować... Dowiedzieliśmy się ze pogrzeb będzie 31 grudnia. W Sylwestra :'( Najgorsze zakończenie roku w moim życiu.

Środa, 31 grudnia 2014
Byłam wczoraj z Łukaszem u lekarza na kontroli. Zapytaliśmy też doktora, czy Łukasz może być na pogrzebie Adriana. Zgodził się, co było najważniejsze. Potem pojechaliśmy do kwiaciarni zamówić wieniec. Poprosiliśmy o napis "Adrianowi- wiernemu kumplowi i świetnemu piłkarzowi- Wiktoria i Łukasz". Dzisiaj od rana nie miałam siły na nic. Ubrałam się ciepło i poszłam do Łukasza. On wcale nie  był w lepszym nastroju. Pojechaliśmy do kościoła. Zajęliśmy sobie miejsca. Dołączyli do nas Oktawia z Maksem. Kościół był pełny ludzi. Głównie młodych z naszej szkoły, ze szkoły Adriana, z klubu, ogólnie z miasta. W czasie kazania przytuliłam się do Łukasza i zaczęłam płakać. Ksiądz w wielokrotnie podkreślał, że śmierć zawsze jest początkiem czegoś nowego...Rozumiałam to jako osoba wierząca, ale nie jako osoba, która straciła przyjaciela. :'( W czasie komunii zobaczyłam Tumińskich (prezesa i trenera), miałam ochotę iść i im obu mocno przywalić. Na samym cmentarzu po prostu ryczałam. Jak spuszczali trumnę, obróciłam wzrok. Nie chciałam już na to patrzeć :( Wróciliśmy do domu. Łukasz zasnął u mnie na kanapie. Te prawie 4 godziny to  za duży wysiłek jak na kogoś, kto 3 tygodnie temu miał przeszczep serca. Zrobiłam sobie gorącej herbaty, podkręciłam ogrzewanie do maksimum i postanowiłam, że wydrukuję sobie jedno zdjęcie Adriana i powieszę na ścianie, żeby nigdy o nim nie zapomnieć. Jak to zrobiłam, usiadłam obok Łukasza i bezmyślnie gapiłam się w telewizor. Tak o to spędziłam ostatni dzień roku 2014 :// A mówią, że jaki Sylwester, taki cały rok.

wtorek, 23 czerwca 2015

"Jutro znowu gonić, biec, latać ponad! A ile sił mam, krzyczę:to ja!"

Piątek, 19 grudnia 2014
Dzisiaj mieliśmy w szkole spotkanie wigilijne. Atmosfera była wspaniała jak zawsze w mojej klasie :) Pod koniec jeszcze zanim się rozeszliśmy do domu nasz wychowawca wpadł na pomysł, żebyśmy nagrali film z życzeniami dla Łukasza. Wszystkim się to spodobało :D Film nagrywaliśmy przez prawie godzinę. W końcu się udało ;) Obiecałam im, że koniecznie napiszę na grupie, co Łukasz powiedział. W ten sposób zakończyliśmy piękny, ale krótki dzień. Jeszcze raz życzyliśmy sobie Wesołych Świąt i ogólnie szczęścia. Każde poszło w swoją stronę. Wróciłam do domu, bo chciałam się pozbyć tej sukienki i szpilek. Zrzuciłam film i zdjęcia na laptopa, żeby zabrać do szpitala. Potem szybko się przebrałam i pojechałam do Łukasza.Weszłam do jego sali i okazało się, że nie jest sam. Siedział u niego prezes Tumiński. Przywitałam się z nim zwykłym "dzień dobry" i powiedziałam "Łukasz jak masz gościa to ja pójdę do mamy, daj znać jak ten pana sobie pójdzie..." Podkreśliłam z sarkazmem "ten pan", bo nie wiedziałam jak inaczej go nazwać. Zanim doszłam do mamy, odebrałam telefon od zapłakanej Kornelii. Jak usłyszałam, co miała mi do powiedzenia to aż usiadłam z wrażenia. Miałam ochotę iść do sali Łukasza i rozwalić Tumińskiemu tego nieszczęsnego laptopa na łbie!!! Kornelia powiedziała mi, że mama Adriana przysłała jej wiadomość, że trener dalej nie jest  zadowolony z formy piłkarzy i odwołał dla nich święta. To znaczy powiedział, że jak chcą to mogą zaprosić rodziców i rodzeństwo, ale nikogo więcej! :'( Po rozmowie z nią wróciłam do Łukasza. Prezesa już nie było. Pokazałam mu zdjęcia i film od klasy. Ucieszył się bardzo. Napisał im podziękowania na fejsie. Obiecał, że niedługo się spotkają. Zmęczona wróciłam do domu. Usiadłam w salonie i się rozpłakałam. Bardzo współczułam Kornelii. Nie widziała Adriana od miesiąca, w dodatku on jest chory, a i tak trenuje na pełnym obciążeniu...Tumiński i ten jego trenerek to ludzie totalnie bez serca ;(  Chociaż jak twierdzą niektórzy takich nie ma:


Środa, 24 grudnia 2014
Łukasz wczoraj wyszedł ze szpitala. Dalej jest bardzo osłabiony, ale jak twierdzą lekarze wszystko idzie ku dobremu. Wczoraj pomagałam pani Steni w kuchni i nie miałam czasu, żeby go nawet odwiedzić. Pisaliśmy tylko ze sobą na Facebooku. Zapytał mnie, czy wpadnę do nich na chwilę na wigilię, bo on nie może do mnie przyjść. Zgodziłam się na to. Do mnie na Wigilię przychodziła Oktawia z rodzicami i Frankiem. Około godziny 17:30 zasiedliśmy do wigilijnego stołu. Złożyliśmy sobie życzenia. Zjedliśmy tradycyjne 12 potraw. Franek przez cały czas czekał na moment rozdawania prezentów. Jak już rodzice mu pozwolili, ja powiedziałam, że idę do Łukasza na chwilę, bo mu obiecałam, a potem już będzie za późno. Mama tylko się uśmiechnęła. Ubrałam płaszcz i wyszłam z domu. U Łukasza w mieszkaniu był tłum ludzi. Jego dziadkowie, siostra mamy z rodziną i brat pana Ryszarda z żoną i synem. W sumie 15 osób. U nas było kameralniej, raptem 7 :) Usiadłam na chwilę przy stole. Pani Basia uparła się, żebym coś zjadła, ale wytłumaczyłam jej, że dopiero odeszłam od stołu. Atmosfera była miła, ale w końcu i u nich nadszedł czas rozdawania prezentów. Uznałam, że muszę się ulotnić, jednak Łukasz złapał mnie za rękę, podszedł do choinki i wyjął z góry prezentów dość spory pakunek. Podał mi go i mnie przytulił. Okazało się, że staliśmy pod jemiołą. Pocałował mnie i poprosił, żebym odpakowała jego prezent jak najszybciej. W środku była sukienka. Taka śliczna fioletowa. Powiedziałam mu, że nie mogę jej przyjąć, bo jest za droga...On mi zamknął usta i powiedział "Kochanie, byłaś przy mnie w momentach, kiedy najbardziej tego potrzebowałem. Wybaczyłaś mi, pomimo tego, że wybrałem zespół od Ciebie. Zamiast się bawić czuwałaś przy moim łóżku, modliłaś się, żebym przeżył następną noc, dzień, tydzień. Agata powiedziała mi, że czekałaś pod salą operacyjną cały przeszczep...Ta sukienka to tylko jedna milionowa tego, co powinienem ci dać za wszystko, co dla mnie zrobiłaś...Jesteś dla mnie wszystkim!!!" Popłakałam się po prostu. Wszyscy płakali. Pani Basia zaprosiła nas na obiad w drugi dzień świąt. Powiedziała, że za rok o tej porze mamy być już po ślubie! :) Ach ona i jej żarty...Wróciłam do domu. Rodzice i nasi goście siedzieli w salonie i oglądali Kevina. Posiedziałam z nimi i poszłam się przebrać. Po Pasterce poszłam spać.

Piątek, 26 grudnia 2014
Rano podsłuchałam niechcący rozmowę rodziców. Mama krzyczała na tatę, że zapomniał, że jest nieodpowiedzialny, że nie potrafi nawet jednej głupiej rzeczy zrobić! No tak ciocia z wujkiem i kuzynostwem wczoraj jeszcze byli u nas, więc nie mogli się pokłócić. A dzisiaj już byliśmy sami...W sumie nie wiedziałam o co im chodzi. Tata powiedział tylko: "Wiktoria nawet się nie połapała, zobaczysz nawet nie zapyta..." a mama mu na to "nie zapytała, bo Łukasz jej kupił taką śliczną sukienkę, sama pomagałam mu ją wybierać..." Już wiedziałam o co im chodzi...Nie kupili mi prezentu. Nawet tego nie zauważyłam. No trudno, zdarza się :) Gdzieś w głębi serca było mi smutno, ale fakt, że zobaczę dzisiaj Łukasz i jego rodzinę mnie pocieszał. Elegancko ubrana czekałam na rodziców, aż oni się ogarną. Poprosiłam ich, żeby się nie kłócili, bo jeszcze są święta, a to nie czas na spory. Mama spojrzała na mnie zdziwiona, a tata zmieszany poszedł do kuchni po wino dla pana Ryszarda. Obiad u Łukasz przebiegł bez większych problemów. Najgorzej było, kiedy Filip, sześcioletni kuzyn Łukasza zapytał mnie co dostałam pod choinkę. Powiedziałam mu, że przecież widział, bo przy nim odpakowywałam. Jednak małe dzieci są teraz mądrzejsze niż myślałam. No i Filip pytał, co dostałam pod domową choinkę. Kurde szukałam jakiejś eleganckiej odpowiedzi, ale nie znalazłam :( Rzuciłam "a kiedyś ci powiem :D" Poszłam z Łukaszem do jego pokoju i oglądaliśmy film "Dzień dobry, kocham Cię". Obiecał mi, że jak tylko wyzdrowieje do końca, to będzie codziennie rano przychodził do mnie i witał mnie tymi słowami. Ach ten mój wariat :* Potem obejrzeliśmy jeszcze koncert kolęd z Pałacu Prezydenckiego i tak wieczór powoli dobiegał końca. Łukasz położył się na moich kolanach i zasnął. To tak słodko wyglądało ♥♥♥ Ostrożnie zsunęłam go z siebie i przykryłam kocem. Wyłączyłam telewizor i wróciłam do salonu. Usiadłam w kąciku i wzięłam do ręki telefon. Miałam 23 nieodebrane połączenia. Wszystkie od trenera Jagieńskiego :o Zdziwiona byłam, ale postanowiłam nie oddzwaniać, bo było już po 23. Postanowiłam, że skontaktuję się z nim jutro, a teraz jeszcze świętuję :D :* 

poniedziałek, 22 czerwca 2015

"Dałem ci kamień z wielkim LOVE, no bo kwiaty szybko schną, jedyne co ci mogłem dać to kamień z napisem LOVE..."

Poniedziałek, 8 grudnia 2014 
Byłam na KSW, ale pomimo bogatej karty walk, nie mogłam przestać myśleć o chorobie Łukasza. Nawet nie zwróciłam uwagi, że gala się skończyła :( Kiedy hala opustoszała i zapaliło się światło dopiero wtedy wiedziałam, że muszę wyjść. Nie poszłam na after party, tylko płakałam w pokoju :'( W niedzielę rano poszłam do kościoła na mszę i miałam jakieś wrażenie, że moje życie traci sens :// Jak wróciłam do hotelu, moi rodzice dalej spali, Oktawia też. Zadzwoniłam do Kornelii, żeby pogadać. Powiedziała mi, że Adrian podzielił los Łukasza! Też trafił do szpitala, z przemęczenia... Wyszedł z niego po kilku godzinach obserwacji i dalej musiał trenować :o Pogadałyśmy gdzieś z 2 godziny, potem rodzice wstali i poszliśmy na obiad. Oktawia chciała mi poprawić humor i zabrała mnie do galerii, ale ja chodziłam po tych sklepach jak zombie. Nic mi się nie podobało. Oktawia chciała mnie pocieszyć, ale jej nie wyszło. Teraz siedzę w domu i myślę o tym co mnie ostatnio spotkało w życiu :( Mama powiedziała, że dalej nie znaleźli dawcy, bo tamta rodzina się na to nie zgodziła. Nie byłam w stanie nawet odebrać telefonu od rodziców Łukasza. Po prostu siedziałam i płakałam :'(

Środa, 10 grudnia 2014
Im bliżej świąt, tym bardziej wpadam w depresję :( Ale to może niedługo się zmienić! :D Opowiem po kolei. Siedziałam na fizyce i rozwiązywałam z koleżanką zadania, aż nagle zadzwoniła mama. Pana nie było w klasie, więc odebrałam. Powiedziała mi, że znaleźli dawcę i jak chcę jeszcze zobaczyć się z Łukaszem przed operacją to mam godzinę, żeby przyjechać do szpitala. W przeciągu sekundy spakowałam się i wybiegłam z klasy. Wskoczyłam do wolnej taksówki i pojechałam do szpitala. W ostatniej chwili wpadłam do sali Łukasza i go przytuliłam. Gdzieś w głębi serca bałam się, że to może być nasz ostatni uścisk w życiu! :// Kiedy już zabierali go na zabieg, odprowadziłam go aż do samej sali operacyjnej (tak nikt nie podskoczy córce dyrektorki :D) Potem zaczęło się nerwowe odliczanie :( Mama powiedziała mi, że zabieg potrwa 8 godzin. Tyle też siedziałam pod salą. Oczekiwanie było najgorsze. Jednak o godzinie 21:21 (przypadek? nie sądzę) wyszedł lekarz i powiedział, że wszystko się udało a pierwsza doba będzie decydująca. Wiedziałam, że co najmniej do Bożego Narodzenia zostanie w szpitalu. Potem 2-3 miesiące w domu :/ Już mi go brakowało. Ale w końcu przeżył przeszczep serca, więc teraz będzie już tylko lepiej :) Przynajmniej taką mam nadzieję.,..

Środa, 17 grudnia 2014
Minął tydzień od przeszczepu Łukasza. Każdy pytał co u niego i w ogóle chcieli go odwiedzić, jednak lekarze na to nie pozwalali. Tylko rodzina mogła go odwiedzać i ja oczywiście :* Wiadome było, że święta spędzi już w domu. Tyle, że dosłownie w domu :( Nawet na Pasterkę z nim nie pójdę. Było mi smutno, ale wiedziałam, że tak trzeba. Że on musi na siebie uważać. Stwierdziłam, że muszę w końcu poszukać prezentów pod choinkę. Mamie kupiłam książkę i perfumy, tacie nowy portfel i krawat. Nie miałam pomysłu na prezent dla Łukasza. Kupiłam mu więc FIFĘ  2015 i stwierdziłam, że tyle wystarczy. Dałam mu ją nawet dzisiaj, bo potem mogłam zapomnieć, albo nie mieć czasu, żeby przyjechać. On powiedział, że nic dla mnie nie ma, bo po prostu nie miał jak mi nic kupić, ale chciałby to nadrobić...Powiedziałam mu, że dla mnie wystarczającym prezentem jest to, że przeżył operację :) Łukasz dał mi do zrozumienia, że tak nie może być i dostanę swój prezent. Niech mu już będzie. Siedziałam u niego do wieczora. Znowu...Wieczorem odrabiałam matematykę i pisałam rozprawkę na polski. Temat "Życie- drogą ciągłych porażek, czy pasmo nieprzemijających sukcesów, odpowiedź uzasadnij odwołując się do bohaterów tragicznych i ich wyborów" Ten, kto wymyśla takie tematy musi mieć nierówno pod sufitem chyba. Kiedy w  końcu skończyłam i spakowałam wszystkie zeszyty włączyłam Facebooka. Moja klasa prowadziła niekończące się dyskusję o wycieczkach, a ja nie miałam ochoty się z nimi dzisiaj kłócić :) Tak szybko jak weszłam tak i wyszłam.