sobota, 31 stycznia 2015

"Dałem Ci wszystko, co mogłem dać...miłość, marzenia na to mnie stać"

Wtorek, 16 września 2014
Dzisiejszy dzień był bardzo leniwy. Zadanie z matmy zrobiłam na w-fie. Wiadomo, mam zwolnienie. Łukasz też i z tego powodu jest bardzo rozdrażniony. Pff, syndrom sportowca. Najgorsze jest dla niego to, że z powodu tego wstrząsu mózgu musi odpoczywać. Nie pogra na boisku, nie potrenuję na siłowni. Szkoda mi go bardzo, bo wiem, że sport jest dla niego ważny. Leżę teraz w salonie na sofie z laptopem na kolanie, obok zasypia mój chłopak, a w tv leci mecz Polska-Brazylia. Pisałam trochę z Sonią i Stefanią. Chciałyśmy znowu się gdzieś spotkać, ale najbliższa okazja będzie dopiero przy okazji ferii zimowych, ewentualnie świąt. Stefania jest w klasie maturalnej więc będzie miała więcej nauki. Bartek leczy dalej tę kontuzję. Najprawdopodobniej znowu wyjedzie na rehabilitację do jakiegoś sanatorium. Ogólnie ostatnio znowu nasza wakacyjna paczka ma pecha. Co nie zmienia faktu. że musimy ten wyjazd powtórzyć. W meczu jest już tie-break. Nagle do mojego domu wpadła pani Basia, była zmartwiona, bo Łukasz nie odbierał telefonu. On oczywiście  spał, a ja wyciszyłam telefony, żeby mu nie przeszkadzały. Wiedziałam, że powinnam jej była napisać choć krótką wiadomość, ale po prostu zapomniałam. Powiedziałam jej, że teraz już go nie obudzimy, bo śpi od początku meczu. Więc ona poszła do domu. Rano przyniesie Łukaszowi rzeczy i książki. Kiedy mecz się kończył, dostałam SMS-a od mamy, że zostaje na noc w szpitalu, bo mają jakiś poważny wypadek i musi znowu być lekarzem. Zainteresowana sprawdziłam lokalne media, ale też poważne portale informacyjne. Było o tym, że jakiś autokar się rozwalił i dużo rannych. Polska wygrała 3:2. Poszłam więc do siebie i niemal natychmiast zasnęłam :)

Środa, 17 września 2014
Rano obudził mnie telefon od mamy. Poprosiła, żebym przywiozła jej jakąś sukienkę, bo nie może się wyrwać z pracy. Wybrałam z garderoby jej ulubioną kreację i do tego oczywiście szpilki. Spakowałam też kilka kosmetyków. Potem sama się ubrałam i zeszłam na dół. Obudziłam Łukasza i zrobiłam śniadanie. Przyszła pani Basia i zawiozła nas do szkoły i podrzuciła mamie rzeczy do szpitala. Siedziałam na lekcjach odliczając minuty do powrotu do domu...Wszystko mnie nudziło. Jak nadeszła ta ostatnia, upragniona lekcja to ciągnęła się niemiłosiernie. Mama napisała tylko SMS-a, że dzisiaj najprawdopodobniej też nie wróci do domu. Postanowiłam, że pojadę do niej sama. Kupiłam po drodze obiad w jednej z ulubionych restauracji mamy, bo pewnie nic nie jadła tylko piła kawę za kawą. Siedziała w swoim gabinecie, była zdziwiona, że przyszłam. Zjadłyśmy, a potem ona opowiedziała mi o tym wypadku. Zadzwonił jej telefon i musiała wyjść. Więc ja wyjęłam matmę i zaczęłam robić kolejne zadania. A że mamy nie było długo to sprawdziłam jeszcze fejsa i zostawiłam mamie wiadomość, że wracam do domu i czekam na nią z kolacją. W domu spotkała mnie miła niespodzianka. Tata wcześniej wrócił z delegacji. Jednak był zmęczony, więc szybko poszedł spać. Leżałam na sofie w salonie i oglądałam "Na dobre i na złe".Przy końcowej piosence popłakałam się. Kocham ją i te słowa.  https://www.youtube.com/watch?v=WRBaI7f4L4A Słuchałam jej przy leczeniu Łukasza. Kiedy serial się skończył zgasiłam telewizor i zasnęłam. Na tej sofie.

Sobota, 20 września 2014
W czwartek i piątek nic się nie działo szczególnego. W czwartek Polska wygrała z Rosją i awansowała tym samym do sobotniego półfinału, a w piątek byłam z Kornelią na zakupach. I to by było na tyle. Wiadomo, że nauka, matma i inne...Tata znowu projekty, mama szpital. Nudy. Zaczęłam ogarniać dzisiaj pierwsze sprawy z półmetkiem. Ustaliłam, że najlepiej jak każda klasa powie mi, czego oczekuje na tej imprezie i z kim chcieliby się bawić. Czy sami, czy z partnerami. Napisałam więc do przewodniczących klas i na naszej zamkniętej grupie. Potem posiedziałam u Łukasza i poszliśmy na mecz. Oczywiście w roli kibiców. Po meczu Łukasz poszedł do szatni, a ja pogadałam z Jagieńskim. Powiedział, że najprawdopodobniej znowu pojedziemy na MP Juniorów. Tylko muszą znaleźć sponsora i wymyśleć nowy projekt strojów, bo nie wypada pokazać się w tych z zeszłego roku. Podjęłam się tego wyzwania. Jagieński się ucieszył, bo wiedział, że go nie zawiodę. Rozmowę przerwał mój tatuś. Zadzwonił, żebym po drodze zrobiła zakupy, bo jemu się nie chcę, a mama dalej w pracy. Dodał też, że zaprosił swojego kumpla z liceum na mecz wieczorem. Już mi się nie podobało, bo chciałam obejrzeć mecz z Łukaszem i resztą. Poszliśmy do tego marketu. Nakupiłam oczywiście chipsów, bo co to za mecz bez niesportowego jedzenia. Z opresji uratował mnie Łukasz, bo powiedział, że jego rodzice wychodzą do teatru a siostra jest nieszkodliwa. W domu dałam tacie zakupy i napisałam Kornelii, Oktawii, Adrianowi i Maksowi, że imprezę przenosimy do Łukasza, bo u mnie są goście. Tak więc o godzinie 19 ubrana na biało-czerwono zadzwoniłam do mieszkania mojego chłopaka. Przed 20 mecz się zaczął. Był zacięty. Jednak to Polacy byli górą. Jutro finał! Oczywiście oglądamy go w tym samym składzie. Tymczasem uciekam, bo jutro znowu nie zasnę długo! Nie ma bata- Polska będzie Mistrzem Świata!


wtorek, 27 stycznia 2015

"Proszę, powiedz tylko słowo, uwierz we mnie znowu..."

Wtorek, 9 września 2014
Od powrotu z wesela unikam spotkań z Łukaszem. Nie wiem, czy nasz związek ma jeszcze sens, po tym co zobaczyłam w niedzielę. Postanowiłam, że powiem mu o tym po lekcjach. Jednak on w szkole się nie pojawił. Pani Basia i Łukasz dzwonili wielokrotnie, ale nie odebrałam. Dopiero telefon od mamy odebrałam. Powiedziała mi, że Łukasz trafił do szpitala, bo spadł ze schodów i przechodzi badania. Jakoś mnie to nie ruszyło specjalnie. Mimo wszystko pojechałam do tego szpitala. Pielęgniarka od razu wskazała mi piętro i salę. Poszłam do góry, a po drodze zastanawiałam się jak mam się zachować wobec nich. Już weszłam na ostatni schodek, ale zobaczyłam tę babę, która tak mnie zjechała. Na moje nieszczęście przechodził Rafał i już z daleka do mnie krzyczał. Nie mogłam więc zwiać :( Podeszłam pod salę i bez słowa weszłam do Łukasza. Zobaczyłam, że śpi, ale mimo wszystko usiadłam. Znowu usłyszałam tą babę. Tym razem nie przebierała w słowach. Nazwała mnie sprzedajną K**** i ogólnie najgorszą. Z płaczem wybiegłam z tej sali. Popatrzyłam na panią Basię i zobaczyłam obojętność w jej oczach. Łukasz się obudził i pobiegł za mną. Złapał mnie pod bufetem...Przytulił i powiedział: "Teraz już rozumiem, o co ci chodziło od poprawin. Ciotka Zdzisława powiedziała o parę słów za dużo? To normalne u niej, chodź usiądziemy i wszystko ci wytłumaczę" Wróciliśmy do jego sali, pielęgniarka ponownie podłączyła te wszystkie kroplówki i wtedy poznałam całą prawdę. Ten babsztyl ubzdurał sobie, że Łukasz zwiążę się z wnuczką jej przyjaciółki i będzie fajnie. Pani Basia ze łzami w oczach dodała: "Wiktoria po prostu ciocia jest bardzo bogata. Pomogła nam finansowo w tej chorobie Łukasza. Te wszystkie leki, zabiegi, 2 miesiące w sanatorium kosztowały. Wzięła dla nas kredyt, bo my nie byliśmy w stanie się zebrać. Załamało nas to...Teraz rozumiem, widziałaś i słyszałaś naszą rozmowę w Drochlinie. Przepraszam Cię za to..." Potem Zdzisia przyszła do sali i zapytała, co ja tu robię. Pani Basia ją wyprosiła i powiedziała, że to ja jestem dziewczyną Łukasza i nic jej do tego. Dodała, że oddadzą jej wszystkie pieniądze i urywają kontakt....Potem jeszcze lekarz przyszedł i powiedział, że jest lekki wstrząs mózgu i Łukasz musi zostać 2-3 dni na obserwacji. Zmęczona, ale szczęśliwa wróciłam do domu i usiadłam do kochanej matematyki. :)

Piątek, 12 września 2014
Łukasz wyszedł dzisiaj ze szpitala. Ma zwolnienie z w-fu do końca miesiąca. Nie zagra też przez 4 mecze, a więc w tej rundzie już na boisko nie wybiegnie. Na szczęście z jego sercem jest w porządku. Pani Basia już kolejny raz mnie przepraszała i prosiła, żebym o tym zapomniała. Jednak tego nigdy nie zapomnę, choćbym nie wiem jak się starała. W szkole standardowo nie ma lipy, czyli męczą nas ile mogą. Pani Michalina na matematyce oczywiście zapytała o Łukasza, ale powiedziałam jej, że w poniedziałek normalnie będzie, bo jest troszkę osłabiony i lekarz kazał mu odpocząć. Ktoś z klasy krzyknął: "pewno kaca leczy po weselu". Wszyscy zaczęliśmy się smiać i tu musieliśmy wysłuchać wykładu na temat szkodliwości alkoholu. To jest naprawdę dziwne. Zaczęliśmy też ogarniać półmetek. Robimy go z 2 innymi klasami. Data jakoś połowa listopada, po długim weekendzie. Najlepiej w piątek. Wkręciłam się do komitetu organizacyjnego. Już dzisiaj zaczynam planowanie. Do mnie należy lista gości i kasa. Natalia ustali muzykę, Sebastian salę i dekoracje. A ogólnie przewodniczący klas ustalają w swoim gronie menu. Tym dokładnie zajmuje się Julka. Ciężka praca przed nami. Leżałam z Łukaszem i oglądaliśmy jakiś mecz polskich siatkarzy. Przez to zamieszanie zapomniałam dodać, że nasi panowie na 7 meczy do tej pory wygrali 6 tracąc tylko 4 sety ♥!!! Jak tak dalej pójdzie, niedługo zostaną mistrzami świata. 

Niedziela, 14 września 2014
Wczoraj cały dzień spędziłam na zadaniach z matematyki, fizyki i chemii. Dlatego dzisiaj olałam naukę totalnie ;D Najpierw pojechałam do kościoła z Łukaszem. Potem poszłam z Kornelią i Oktawią na zakupy. U Łukasza oglądaliśmy mecz Polski z Francją, który po horrorze wygraliśmy 3:2. Awansowaliśmy tym samym do najlepszej "6", a tam czeka Brazylia i Rosja. Super po prostu. Lepiej trafić nie mogliśmy. (lekki sarkazm)  Mecze we wtorek i czwartek. Jak dobrze pójdzie w sobotę półfinał, a w niedzielę finał ♥ Bynajmniej taką mam nadzieję. Wróciłam do domu i spakowałam się na jutro. Ktoś napisał na grupie klasowej na fejsie, że przydałoby się ogarnąć jakąś klasową wycieczkę, którą będziemy mogli wspominać latami. Jednak musi być też taka, na którą wszyscy będą mogli pojechać. To znaczy nie może być za droga, ani też zbyt wysiłkowa. Trudno o taką. We wtorek lekcja wychowawcza. Na pewno coś ustalimy. Rozgorzała dyskusja, gdzie warto, a gdzie nie,...Rzuciłam kilka konkretnych pomysłów, podobnie jak  inne osoby, ale nic konkretnego nie wyszłoo. Pożegnałam się z nimi i poszłam spać...



"Naucz się kochać, i pokaż to wszystkim, niczego nie chowaj, niech każdy usłyszy..."

Poniedziałek, 1 września 2014
Dzisiaj rozpoczęcie roku szkolnego. Szybko poszło. Po około 40 minutach byliśmy już wolni. Wiadomo, plan lekcji i ogólne zmiany. Skład klasy taki jak przed wakacjami. Wszyscy byliśmy w dobrych nastrojach, uśmiechnięci i szczęśliwi, że znów się widzimy. W głębi jednak każdy ma jakieś obawy. Są one uzasadnione. Nowe obowiązki, nowe podejście do nauki, nowy rozkład godzin i kilku nowych nauczycieli...Siedzieliśmy przed szkołą i w gronie klasy wspominaliśmy wakacje. Zaczęliśmy też planować półmetek, bo wiadomo, że robi się go w drugiej klasie liceum. Jutro tylko 6 lekcji, więc szybko zleci. Dzisiaj jeszcze jadę z Łukaszem na trening na siłownię. Wczoraj na meczu z Dolomitem Mirsko znowu strzelił bramkę. Potem długo rozmawiał z prezesem Tumińskim i podjął decyzję, że chce wrócić do juniorów, bo gra w seniorach jest dla niego zbyt męcząca. Prezes tłumaczył mu, że to strata dla klubu i szkoda jego talentu, jednak on był nieugięty. Powiedział, że albo wróci do juniorów, albo kończy z piłką nożną. Groźny...achh. Łukasz oczywiście dopiął swego. W sobotę wraca do starego składu. To się Jagieński ucieszy. Nie tylko on zresztą. Jednak teraz musimy się skupić na nauce. Nie mamy okresu ochronnego i musimy od początku walczyć o dobre oceny. Po powrocie do domu ogarnęliśmy się i pojechaliśmy na tę siłownię. Wieczorem każde z nas wróciło do swojego domu i potem pisaliśmy do nocy na fejsie. Oczywiście jutro o 7 rano trzeba wstać, ale co tam ;) Na pierwszej lekcji jutro fizyka, ach jak się cieszę...W sumie w planie mam 7 fizyk, 7 matematyk, 2 chemię, 2 historię, 3 angielskie, 4 polskie, 2 religie, 2 niemieckie, 3 wfy, lekcję wychowawczą i zajęcia informatyczne. We wtorki i piątki mam po 6 lekcji, w środę 8, a w pozostałe 2 dni po 7. Oby ten rok był lepszy niż poprzedni.

Sobota, 6 września 2014
Cały tydzień nie pisałam nic, bo byłam za bardzo zajęta. W szkole już się wszystko rozkręca. Pisaliśmy nawet kartkówkę z matmy. Niby prosta, ale sam fakt. Jeszcze tydzień temu błogo leżałam przed tv, a teraz błogo siedzę w samochodzie z rodzicami i siostrą Łukasza. Jedziemy na wesele jego cioci. Zabrałam tableta, bo mamy nocować w hotelu i może mi się nudzić. To wesele jest 100 km od naszej Korony. W miejscowości Drochlin. Trochę się boję, bo nikogo tam nie znam i nie wiem jak zostanę przez nich przyjęta. Jednak liczę, że będzie dobrze. Mam na sobie fioletowo-czarną sukienkę, a Łukasz fioletową koszulę pod marynarką. Taka była umowa. Jak kupiłam sukienkę, pokazałam mu ją, a on miał kupić koszulę w tym kolorze. Tak samo zrobimy na półmetek. Napiszę coś po weselu.
Wróciłam :) Właśnie kładę się do łóżka. Jest 5:45 :) Poznałam całą rodzinę Łukasza ze strony jego mamy. Nie było za wielu osób w naszym wieku. Najgorsze jest to, że złapałam welon! na oczepinach, a Łukasz krawat. To oznacza, że będziemy musieli się pobrać. Haa dobre...Oczywiście był też inne zabawy, dobre jedzenie i zajebista muzyka...Bynajmniej padam ze zmęczenia. Dobranoc ♥♥♥♥♥♥♥

Niedziela, 7 września 2014
Wstałam po 12 i poczekałam aż Łukasz się obudzi. Jak wstał zjedliśmy śniadanie i poszliśmy na spacer. Potem były poprawiny, nawet fajne, choć wesele było lepsze. Część gości już wyjechała, część jeszcze trzeźwieje. Tata Łukasza zalicza się do tych drugich ;) My na trzeźwo, wiadomo. Ale już za rok o tej porze, kto wie...Wszystko jest możliwe. Nie no. Mam chłopaka sportowca. On do wszystkiego podchodzi z dystansem. Alkohol to dla niego trucizna. Papierosy to najgłupszy wynalazek społeczeństwa. Jednak ja uważam inaczej. Ktoś kiedyś, gdzieś mądrze powiedział, że "wszystko jest dla ludzi, ale z umiarem". I tego się trzymam. Jednak wiem, że skoro wybrałam sobie sportowca, to muszę teraz z tym żyć. Wszystko byłoby fajnie, gdyby nie pewien incydent pod koniec poprawin. Wyszłam przed salę się przewietrzyć. Usiadłam na ławce i usłyszałam coś, czego chyba nie powinnam była usłyszeć. Jakaś ciotka mojego chłopaka mówiła do pani Basi, że jestem najgorszą dziewczyną, jaką kiedykolwiek poznała. Że nie pasuję do niego, a najgorsze, że jestem pazerna i wścibska. Pani Basia nic jej nie powiedziała, a nawet kiwnęła głową. Zrobiło mi się przykro :( Myślałam, że ona mnie lubi i mnie poprze. Jednak to nie miało miejsca. Do końca imprezy już się nie odezwałam, a w samochodzie zasnęłam. Wieczorem napisałam do Łukasza, że potrzebuje samotności i chcę przez kilka dni przemyśleć sobie parę spraw. On jednak niemal natychmiast przybiegł do mojego domu i powiedział, że nie wyjdzie dopóki nie pozna prawdy. Jednak ja nie miałam ochoty z nim rozmawiać i zamknęłam się w pokoju. Płakałam do późna i nie odbierałam telefonów od Łukasza. Mam wrażenie, że ten związek długo nie przetrwa.

piątek, 23 stycznia 2015

"Dziś zabiorę cię do siebie na..."

Poniedziałek, 25 sierpnia 2014
Wróciliśmy już do Korony. Za tydzień o tej porze będziemy szykować się do szkoły. W piątek idziemy na "Pożegnanie lata" do klubu. Musimy zakończyć te wakacje z pompą. Poza tym na tej imprezie będzie połowa naszej klasy i okazja do pożartowania i powspominania wakacji. Dzisiaj poszliśmy na trening Królewskich. O dziwo Adamski mnie nie wyrzucił... Było ciepło i wspaniale. Porobiłam kilkaset zdjęć. Pogadałam z prezesem Tumińskim. Zapytałam go w końcu, dlaczego ten klub to "Królewskie Korony". Powiedział, że to był pomysł jego żony, która była tutaj burmistrzem 4 lata temu. Wcześniej klub nazywał się po prostu "LKS Korony", ale ta nazwa nie porywała i nie mogli znaleźć sponsora. W związku z tym chcieli wymyślić coś nowego, lepszego i popularniejszego. A że pani Burmistrz była zakochana w Madrycie, a jej ulubionym piłkarzem był Sergio Ramos narodził się pomysł Królewskich Koron. Ta nazwa miała być tylko przejściowa do czasu kolejnej, ale wszystkim przypadła do gustu i została. Nikt się nie sprzeciwiał. Ważne, że sponsorzy się pojawili i klub odżył finansowo. Po tym czego się dowiedziałam, doszłam do wniosku, że fajny pomysł. Wiadomo, że nie wszyscy przepadają za Realem, czy samym Ramosem, ale Królewscy zawsze spoko. Po treningu pojechaliśmy do mojego taty do biura. Przedstawił nam projekt budowy osiedla domków turystycznych, jakie będzie budował w Łebie. Znowu wyjedzie :( Nie lubię tego. Wróciliśmy do domu i planowaliśmy resztę dnia. Zadzwoniła Kornelia i zapytała, co powiemy na grę w siatkę wieczorem. Zgodziliśmy się, bo to był dobry pomysł. Na początku była nas tylko 6, potem doszły kolejne osoby i było 12. Graliśmy długo i prawie zawodowo :) Nasza ekipa była nie do pokonania. Łukasz, Maks, Adrian, ja, Oktawia i Kornelia na Patrycję, Pawła, Mikołaja (kuzyn Kornelii), Olę (jego dziewczynę), Szymona (syn wspólnika mojego taty) i jego dziewczynę Samantę. Po powrocie do domu zasnęliśmy przed telewizorem ze zmęczenia.

Środa, 27 sierpnia 2014
Leniwie  wstaliśmy po 10. Po ogarnięciu się pojechaliśmy do dziadków Łukasza. Zaprosili nas już na początku wakacji, ale najpierw Piekło, potem Hiszpania, treningi, Gorzów i jakoś nie było okazji. Oni przypomnieli nam, że za półtora tygodnia kuzynka mamy Łukasza bierze ślub i my też jesteśmy na liście gości. No tak, 6 września wesele. Kurde naprawdę o tym zapomniałam. To było dziwne, bo nigdy nie miałam problemu z zapamiętywaniem takich spraw...Trudno. Pomogłam babci Łukasza w sadzie zbierać owoce i potem robić przetwory. Łukasz pojechał z dziadkiem na ryby. Nawet nie wiedziałam, że on umie łowić. Babcia powiedziała mi, że jeszcze nikt chętnie nie pomagał jej w obieraniu śliwek i robieniu dżemu. Powiedziała mi też, że jest zaskoczona tym, że pomimo tego kim są moi rodzice i ile zarabiają jestem normalna i chętna do pomocy. Odparłam, że mi pieniądze szczęscia nie dają. Wytłumaczyłam jej też, że kocham gotować i spędzać czas w kuchni. Moja trzecia pasja, po fotografii i meczach. Czułam się u nich jak w swoim domu. Nawet wystrój był podobny. Zresztą pomimo tego, że to dom na wsi, nie brakowało w nim niczego. Pani Leokadia powiedziała, że lubią iść z duchem czasu i kupować te sprzęty i inne atrakcje. Dodała, że co roku jeździ do Rzymu i zawsze przywozi buteleczkę z wodą z fontanny di Trevi. Jak wrócili panowie, zjedliśmy przywiezione przez nich ryby i musieliśmy wrócić do domu. Łukasz poszedł do siebie spać,  a ja ogarnęłam jeszcze fejsa i inne. Oktawia napisała, że nie ma się w co ubrać i że musimy jechać na zakupy. Odpisałam, że chętnie, bo to wesele i te sprawy....Umówiłyśmy się w piątek na 9. Popisałam do północy prawie ze Stefanią. Napisała, że już chodzi sama i jest OK. Gorzej z Bartkiem, bo doszło do jakiegoś zakrzepu i musieli ponownie operować. Teraz to ona siedzi u niego w szpitalu godzinami. To chyba jakieś fatum nad naszą paczką. Ciągle jakieś szpitale, leczenia, rehabilitacje... Ten koszmar musi się skończyć :)

Piątek, 29 sierpnia 2014
Nadszedł dzień imprezy. Rano pojechałam z Kornelią i Oktawią do galerii. Kupiłyśmy fajne sukienki na wieczór, a ja dodatkowo sukienkę i buty na wesele. Potem standardowo nasz "stolik zwierzeń" w kawiarni. Powiedziałam dziewczynom o ponownej operacji Bartka. Nie były zachwycone... Bardzo go lubiły i na bieżąco pytały, jak on sobie radził po wypadku Stefy. Swoja drogą to dziwne, jedni (jak ja na przykład) nie uprawiają sportu w ogóle i żyją szczęśliwie, a inni (tak jak Bartek) zaczynają coś robić w stronę sukcesu i nie opuszcza ich pech. Skończyłyśmy nasze rozważania i rozstałyśmy się. Ponownie spotkamy się na imprezie. Start o 19:30. Wstęp jest wolny, przy czym wiadomo, że za napoje trzeba płacić. Jak już byliśmy na miejscu zajęliśmy sobie stolik i czekaliśmy na początek imprezy. DJ zaczął grać różną muzykę. Najpierw trochę rapu, a więc muzykę niekoniecznie do tańca. Potem oficjalnie wszystkich przywitał i włączył jakieś disco-polo. Towarzystwo szybko ogarnęło o co chodzi i zaczęliśmy tańczyć. W sumie atmosfera była fajna, tym bardziej,że muzyka była coraz ciekawsza. W pewnym momencie w jednym z utworów padły dwuznaczne słowa: "Dziś zabiorę Cię do siebie na bara bara ba, znów będziemy razem robić bara bara ba..." Jakiś pijany koleś się rozebrał i stanął w samych gaciach na środku parkietu. Zaczął krzyczeć: "no czekam, kto gotowy na bara bara ba...?" i śpiewał zwrotkę, że on jest gorący, kwiatem pachnący itd... Ile trzeba mieć w sobie odwagi, żeby zrobić takie coś?...Kiedy włączyli światło, żeby go jakoś opanować, okazało się, że to był Szymon... Te sam, który 5 dni  temu grał z nami w siatkę. Jak dobrze, że naszych rodziców tu nie było...Reszta imprezy przebiegła bez komplikacji...Skończyliśmy po pierwszej w nocy. Ostatnią piosenką było "Start a fire", bo 30 sierpnia zaczyna się siatkarski Mundial. Jak wiadomo odbywa się w Polsce. Zmęczona, kładłam się do łóżka z uśmiechem. Mogę powiedzieć, że te wakacje uważam za udane :* ♥♥♥♥




wtorek, 20 stycznia 2015

"Pokonam sztorm, kiedy jesteś obok!"

Poniedziałek, 18 sierpnia 2014
Dzisiaj pojechałam do galerii. Musiałam zrobić zakupy potrzebne do szkoły. Łukasz nie odbierał telefonu, więc stwierdziłam, że śpi. Kupiłam brakujące mi książki do języków obcych, tonę zeszytów i innych drobiazgów. Doszłam do wniosku, że powinnam jeszcze poszukać jakichś ubrań. Zostawiłam zakupy w szafkach przy szatni i rzuciłam się w wir zakupów. Jak zwykle straciłam poczucie czasu. Kiedy w końcu skończyłam, zmęczona zamówiłam kawę w ulubionej kawiarni. Usiadłam przy stoliku i zaczęłam rozmyślać jak spędzić ostatnie dni wakacji. Przypomniało mi się, że fajnie by było spotkać się z Sonią. Moglibyśmy pojechać do niej na 4-5 dni. Jeśli oczywiście nasi i jej rodzice się zgodzą. Łukasz niby ma treningi i mecze, ale przecież zawsze można to przerwać. Jeszcze z galerii zadzwoniłam do Łukasza, żeby zapytać go o zdanie. Ku mojemu zdziwieniu nie odebrał :o Przestraszyłam się. Pojechałam do domu, tylko rzuciłam swoje zakupy do salonu i pobiegłam do mieszkania swojego chłopaka. Drzwi od mieszkania były uchylone, więc nie pukając weszłam do środka. To co zobaczyłam, przypominało krajobraz po jakiejś bitwie. Weszłam do pokoju Łukasza i obudziłam go. Wstał i już na starcie zauważył, że nie ma jego laptopa i telewizora. W salonie brakowało obrazu i PlayStation. W sypialni rodziców nie było kasetki z biżuterią. Już obydwoje wiedzieliśmy, że ktoś się tutaj włamał. Łukasz wezwał policję, a ja zadzwoniłam do jego rodziców. Po 15 minutach zjawiło się dwóch funkcjonariuszy. Zapytali nas o szczegóły. Powiedział im, że jakieś pół godziny temu weszłam tutaj i zastałam taki widok. Łukasz dodał, że nic nie słyszał, bo spał, a rodzice jak zwykle o 8 wyszli do pracy. Jego siostra dalej była w Chorwacji. Policjant był zdziwiony, że Łukasz nic nie słyszał, ale on powiedział, że przyjmuje leki po których dużo śpi itd. Potem wpadła pani Basia. Było już po godzinie 16. Policjanci zrobili, co musieli i pozwolili posprzątać. Pomogłam im i wróciłam do siebie. Potem zadzwoniłam tylko do Łukasza i zapytałam, czy nie chciałby spotkać się z Bartkiem i Kacprem. Stwierdził, że to dobry pomysł. Umówiliśmy się, że pogadamy z rodzicami i do jutra damy znać. Oby tylko się udało.

Środa, 20 sierpnia 2014
Od godziny siedzimy w Gorzowie. Nasi rodzice się ucieszyli, że mamy jeszcze ochotę na podróże. Pozwolili nam jechać. Łukasz powiedział Adamskiemu, że musi odpocząć. On mu na to pozwolił. W związku z włamaniem nic nie wiadomo. Mamy czekać. Wycenili szkodę na kwotę 50000 zł. Ciekawe, czy uda się cokolwiek im odzyskać? Może...Nieważne na razie. Siedzimy u Sonii w domu i czekamy aż ona wróci ze szpitala od Stefanii. Jeździ do niej prawie codziennie. Pierwszy pojawił się  Bartek. Jak nas zobaczył, o mało nie zszedł na zawał. Okazało się, że nawet nie mieli okazji, żeby mu powiedzieć. Albo siedzi u dziewczyny, albo na rehabilitacji. Opowiedział nam o przebiegu swojego leczenia. O tym, że nie było wyjścia innego niż operacja. Było mi go nawet trochę szkoda, bo wiedziałam, że sport jest dla niego wszystkim.  Chwilę potem weszła Sonia. Przywitała się z nami i zaprosiła na spacer po okolicy. Powiedziała, że na stadion co prawda nie pójdziemy, ale są inne ciekawe miejsca. Jak zawsze miałam przy sobie aparat. Robiłam zdjęcia na każdym kroku. Zaprowadziła nas pod pewien blok, pod którym stał tłum nastolatek w wieku zbliżonym do naszego. Tutaj z sarkazmem Sonia powiedziała: "Największa atrakcja Gorzowa, blok w którym mieszka Dawid Kwiatkowski. Zapewne wpadł przelotem do domu, stąd to zbiegowisko..." To było bardzo zabawne. Wcześniej czytałam tylko o nachalnych Kwiatonatorkach, które zrobią wszystko dla swojego idola. A teraz zobaczyłam to na żywo. Szkoda mi było tych ludzi, którzy muszą przepychać się pomiędzy tymi dziewczynami, żeby wyjść do sklepu, czy pracy...Z drugiej strony to ciekawe, ile można poświęcić dla jakiegoś 18-latka, który przebojem wdarł się do show-biznesu. Nigdy nie ogarnę takich ludzi. Też mam swoich muzycznych idoli, ale nie robię wszystkiego na siłę...Wieczorem siedzieliśmy w ogródku i wspominaliśmy wspólny pobyt w Piekle. Było wesoło i polały się łzy. Ze zmęczenia zasnęliśmy na podłodze. 

Czwartek, 21 sierpnia 2014
Sonia ma bardzo wygodny dywan w pokoju :) Stwierdziliśmy tak po tej nocy. Dzisiaj w galerii odbywa się koncert samego Kwiatkowskiego. Pójdziemy na niego dla beki. Kilka jego piosenek znamy, a poza tym od operacji Łukasza nie byłam na żadnym koncercie. Wiadomo musiał on uważać na bakterie i wirusy. Teraz już wszystko jest w porządku i nie musimy się martwić. Dzisiaj Bartek zabrał nas do Stefanii. Popłakała się na nasz widok. Bardzo za nami tęskniła. My za nią również. Już powoli się porusza. O kulach oczywiście. Sonia śmieje się, że pasują do siebie idealnie. Tyle tylko, że obydwoje niedługo odstawią "wspomagacze". Posiedzieliśmy u niej do obiadu, a potem poszliśmy połazić po mieście. W domu szybki prysznic i koncert Kwiata :D Weszliśmy do galerii innym wejściem niż pozostali ludzie i mieliśmy w ten sposób miejsca pod samą sceną. Za nami fanki krzyczące: "Dawid, Dawid" A my nic...tylko wsłuchiwaliśmy się w muzykę. Fakt jest faktem, fajnie śpiewa, ale nie aż tak, żeby od razu się podniecać na jego widok. Po koncercie on zszedł do fanów i podpisywał płyty i inne gadżety. My uciekliśmy stamtąd. Poszliśmy na lody. Za 10 dni wracamy do szkoły, za 3 do Korony. To takie głupie...Dopiero co te wakacje się zaczynały, a już koniec. Bynajmniej będziemy mieli co wspominać. Piekło, Hiszpanię, wypadek, awans Łukasza, teraz koncert Kwiatkowskiego. Któż inny tyle przeżył? W dodatku w zajebistym gronie zajebistych przyjaciół. I pomyśleć, że poznałam ich przez jedną głupią wadę serca mojego chłopaka.....Ach, jakie to życie pokręcone. 



sobota, 17 stycznia 2015

"To już minęło, ten klimat, ten luz. Wspaniali ludzie nie powrócą, nie powrócą już!"

Niedziela, 10 sierpnia 2014
Już prawie tydzień minął od naszego powrotu do Polski. Nie pisałam, bo w zasadzie nie było o czym. Albo byliśmy na treningu albo leniwie leżeliśmy w domu. W Hiszpanii zwiedziliśmy Camp Nou, Santiago Bernabeu i Estadio Vicente Calderon, czyli trzy najpiękniejsze stadiony w całej Hiszpanii. Oprócz tego również Sagrada Familia i okoliczne kościoły. Barcelona jest pięknym miastem. Jednak po powrocie do Polski wszystko wrócić musiało do normy. Rodzice dalej dużo pracowali. Dzisiejszy dzień też nie był niczym szczególnym gdyby nie telefon od Sonii. Powiedziała mi, że Stefania się obudziła!!! Bartek szalał ze szczęścia. Nawet treningi rzucił. Byłam szczęśliwa. Pobiegłam do Łukasza, a on siedział na sofie i był jakiś ponury. Chciałam mu wskoczyć na szyję i powiedzieć to, co usłyszałam, ale najpierw zapytałam, co mu się stało. Powiedział, że dostał propozycję od Tumińskiego i zupełnie nie wie, co z tym zrobić. Propozycja dotyczyła gry w seniorskim składzie Koron. Pierwszy ich mecz jest już za tydzień. Musiałby iść do nich na trening i pokazać się nowemu trenerowi. Seniorów trenował Krzysztof Adamski. Niewiele o nim wiedziałam, oprócz tego, że jak mój tata był inżynierem i pracował w firmie produkującej systemy do drukarek. Ten trening ma być jutro o 16. Łukasz nie chciał na niego iść, bo nikogo tam nie znał. Sami ludzie już po szkole, z maturą lub zawodem w ręku, często na studiach i pracujący zawodowo. Nie było tam osób w naszym wieku. Najmłodsi mieli po 19 lat. Łukasz bał się bycia chłopcem na posyłki. Przekonałam go jednak, że powinien spróbować. Przecież Jagieński pozwoli mu wrócić do Juniorów, jak zajdzie potrzeba. Ustaliliśmy więc, że pójdziemy do Adamskiego. Może będzie fajnie...Poszliśmy na spacer. Pogoda była cudowna. Za trzy tygodnie wracamy do szkoły. Już tak fajnie nie będzie. Ale póki co to Carpe Diem: https://www.youtube.com/watch?v=kNAjPLWbDQM

Poniedziałek, 11 sierpnia 2014
Niestety obawy Łukasza nie były bezpodstawne. Ale od początku. Na stadionie zjawiliśmy się 15 minut przed czasem. Prawie wszyscy już byli. Adamski na samym początku powiedział do mnie: "Pani już dziękujemy, trening jest zamknięty..." Poszłam więc sobie, nie będę się temu panu narzucać. Usiadłam w ostatnim rzędzie na trybunach i pisałam z Sonią. Opowiedziała mi w skrócie o leczeniu Stefanii i ponownej operacji Bartka. Dodała, że fajnie by było znowu się spotkać. W sumie dobry pomysł. Kątem oka obserwowałam trening. To nie był miły widok. Adamski okazał się prawdziwym katem dla składu. Po ponad trzech godzinach ten trening się skończył. Łukasz nie był w stanie się ruszyć. To było naprawdę dziwne. Pierwszy raz widziałam go tak zmęczonego po treningu. Czekałam na niego pod szatnią i podsłuchałam rozmowę dwóch piłkarzy. Jeden mówił: "ten chłopak będzie wspaniałą Wodzianką, chłopcem na posyłki. Nie wiem czemu Jagieński go tu przysłał, on kaleczy ten sport". Na co ten drugi odpowiedział: "Długo tu nie wytrzyma, zwłaszcza, że jest po jakiejś operacji, jak Adamski go nie wyrzuci sami to zrobimy.." Wtedy pojawił się Łukasz. Całą drogę powrotną do domu milczeliśmy. Wieczorem dał mi do zrozumienia, że to była najgorsza decyzja w jego życiu. Zaczynałam to rozumieć. 

Niedziela, 17 sierpnia 2014
Dzisiaj teoretycznie pierwszy mecz Łukasza w seniorskim składzie Koron. Nie było go w wyjściowej "11" Był na ławce. Pogodził się z tą rolą bardzo szybko. Jednak w pierwszej połowie meczu stało się co, czego nikt nie mógł przewidzieć. Jeden z naszych piłkarzy doznał jakiejś kontuzji, wyglądała na poważną. Adamski na boisko wypuścił Łukasza. Wyglądał na zdziwionego, aczkolwiek poszedł. Wynik był niekorzystny dla Koron. Przegrywali 3:1 po 35 minutach gry. Łukasz na początku musiał ogarnąć całą sytuację, a po przerwie strzelił pięknego hat-tricka w swoim stylu. Trenerowi jak i zawodnikom na ławce opadła szczęka. Patrzyli i nie wierzyli, że to się stało. Że debiutant strzelił aż 3 bramki. Korony wygrały 4:3. Zachwytom i podziękowaniom nie było końca. Adamski powiedział, że to niemożliwe, że jeszcze nikt tak nie debiutował u niego. Łukasz machnął tylko ręką i uznał, że to u niego normalka. Uciekliśmy stamtąd, bo on miał dość wrażeń na dziś. Chciał odpocząć. Wieczorem odebrał telefon z gratulacjami od Jagieńskiego i potem samego prezesa. Już wiedział, że powrotu do juniorów nie będzie. Tumiński powiedział też, że tamten piłkarz zerwał więzadła. Pół roku przerwy... Oglądaliśmy potem"Rodzinka.pl", aż w końcu zasnęliśmy z wrażeń ♥



"Kochaj mnie nieprzytomnie, jak zapalniczka płomień, jak sucha studnia wodę..."

Wtorek, 22 lipca 2014
Dzisiaj przed treningiem Koron pojechałam z Oktawią do galerii. Musiałam jakoś poprawić sobie nastrój po porannej rozmowie z Sonią. Powiedziała, że Stefania zapadła w śpiączkę po tym wypadku i nikt nie wie, co będzie jutro, pojutrze...Dodała, że Bartek pomimo zakazu lekarzy wrócił do swojego MMA. Trenuje po 10 godzin dziennie, a resztę dnia spędza przy łóżku swojej ukochanej. Dlatego wpadłam w depresyjny nastrój. Tylko zakupy mogły to zmienić. Kupiłam sukienkę i buty, ale dalej miałam w głowie słowa Sonii. Udawałam jednak przed wszystkimi, że wszystko jest w porządku. Na treningu znowu gadałam z Patrycją. Powiedziała, że wiedziała o moich relacjach z jej ojcem. Ponownie podkreśliła, że gdyby Łukasz chciał gwiazdkę z nieba to Jagieński by mu ją dał. Byłam zdziwiona. Wiedziałam, że Łukasz gra jedną z głównych ról w drużynie, ale że aż tak? Nie bardzo chciało mi się w to wierzyć. Patrycja kazała mi obserwować trening i zachowanie jej ojca w stosunku do konkretnych zawodników.  Patrzyłam i nie mogłam w to uwierzyć. Aleks (zawodnik, który wiecznie grzeje ławę i jest nazywany przez wszystkich żartobliwie Wodzianką) ciągle biegał wokół boiska, a Jagieński nie pozwolił mu przerwać. Łukasza zatrzymał po pierwszym okrążeniu. Patrycja powiedziała, że takich przykładów było więcej. Dodała, że Jagieński jest w Łukaszu zakochany. Jak był po operacji to u nich w domu nie było innego tematu. Tylko kiedy on wróci do treningów. Zauważyłam, że Patrycja nie ma o to żalu ani do Łukasza, ani do mnie tylko do swojego ojca.  Siedziałyśmy resztę treningu w milczeniu. Potem Paweł zaproponował żebyśmy wyszli na pizzę. Więc poszliśmy. Dzień jak co dzień niby, a jednak każdego dnia kocham go coraz bardziej ♥ Dopiero teraz czuję, że wszystko wraca do normy. Łukasz nawet nie  był zbytnio zmęczony. Siedzieliśmy u niego na kanapie i oglądaliśmy jakiś mecz. Zostałam u niego na noc, bo nie chciało mi się wracać do siebie. To tylko 100 metrów, ale i tak daleko :*

Środa, 23 lipca 2014
Dzisiaj wydarzyło się coś, czego w ogóle się nie spodziewałam. Była godzina 11, siedziałam u siebie w domu przed tv z Łukaszem, pani Stenia (nasza pomoc domowa) robiła w kuchni obiad, gdy nagle do domu wpadła mama. Rzuciła nam na stolik jakąś kopertę i powiedziała: "macie 48 godzin", po czym pobiegła do góry. Nieśmiało otworzyłam ją i zobaczyłam bilety lotnicze do Barcelony. Były imienne. Na mnie i na Łukasza. Po jakimś czasie mama wróciła na dół i wyjaśniła nam o co chodzi. W piątek o 12: 15 lecimy do Hiszpanii. W szóstkę. To znaczy ja z Łukaszem i nasi rodzice. Siostra Łukasza jedzie wtedy do Chorwacji z przyjaciółką i jej rodzicami. Dodała, że te bilety kupili zaraz po powrocie z Teneryfy, ale do końca nie byli pewni, czy będziemy mogli polecieć. Teraz są już tego pewni. Wyjazd będzie trwał 10 dni. Pozwiedzamy na pewno trochę, ale w dużej mierze będziemy się wylegiwać na plaży. Po obiedzie wybraliśmy się na nasz stadion. Było tam kilka nieznanych nam osób. Posiedzieliśmy na trybunach z nadzieją, że ktoś znajomy się pojawi. Przyszedł Maks. Niedługo po nim Adrian. Pogadaliśmy trochę. Jednak szybko nam się to znudziło. Wróciliśmy do domu i przed telewizor. Łukasz zastanawiał się, czy powiedzieć trenerowi o wyjeździe, jednak doszliśmy do wniosku, że nie potrzeba. Rozstaliśmy się, bo w końcu trzeba ogarnąć pakowanie, ale mieliśmy się znowu spotkać o 19:30 :p Nie potrafimy żyć bez siebie. Nawet przez te kilka godzin ciągle pisaliśmy ze sobą. Takie życie :* 

Sobota, 26 lipca 2014
Siedzę teraz na tarasie i wpatruję się w hiszpański zachód słońca. Łukasz śpi, a rodzice poszli na jedną z organizowanych tutaj potańcówek. Korzystają z tych wakacji jak tylko mogą. Dzisiaj leniwie leżeliśmy na plaży. Zresztą przy temperaturze 40 stopni Celsjusza trudno o coś więcej niż leżenie do góry....No właśnie, chyba każdy się domyśli o co mi chodzi :) W hotelu jest full atrakcji. Baseny, sauny, jacuzzi, siłownia, fitness, obfity barek i świetna obsługa. Jest nawet polska pokojówka. Polacy też są tutaj częstymi gośćmi. W restauracji często słychać polskie rozmowy. Niektóre przypominają nieco "Pamiętniki z wakacji". To był taki serial, to stamtąd wziął się "Mięsny jeż", który swego czasu zrobił furorę w sieci. "Mięsny jeż mięsny jeż, ty go zjesz, ty go zjesz..." Nie było osoby, która nie nuciłaby tego pod nosem.  Pisałam z Kornelią i pogadałam na Skypie z Sonią i Bartkiem. Stefania dalej się nie obudziła. Może już nigdy się nie obudzić. To było straszne...18-letnia dziewczyna przez jakiegoś debila, któremu się śpieszyło, może stracić życie. Powiedzieli mi też, że ten chłopak co z nimi jechał już zaczął rehabilitację i wcale nie skończy na wózku. Trochę potrwa, zanim wróci do formy, ale wróci. Bartek rozmawiał z jego kolegą. Opowiedziałam im co słychać u nas i pokazałam słońce Barcelony ♥ Pożegnałam się z nimi i już miałam odłożyć laptopa, gdy odebrałam na fejsie wiadomość od Patrycji, że trenerek świruje, bo nie wie co z jego "gwiazdą". Napisałam jej, że siedzimy w Barcelonie w hotelu "Catalonia SPA" i dobrze się bawimy. Dodałam, że wrócimy za 9 dni  i że zapomnieliśmy powiedzieć Jagieńskiemu...Ona napisała, że mamy dobrze się bawić, a tatuś pozdrawia...Haa, wiedziałam, że nie będzie zły! Takie życie "gwiazdy". Z drugiej strony było mi trochę wstyd, bo Jagieński robił wszystko, żeby Łukasz czuł się w drużynie jak najlepiej po chorobie, a my nawet SMS-a mu nie napisaliśmy. Szybko mi jednak przeszło i poszłam spać.




czwartek, 15 stycznia 2015

"Czas, by odlecieć w stronę gwiazd, przysunąć skalę mocno tak, gdzie nie istnieje świat..."

Niedziela, 13 lipca 2014
Od wczoraj prawie w ogóle nie wstaję z łóżka. Noga strasznie mi spuchła. Wiadomo, że używam zamrażacz, lodu i kilku maści, ale i tak ból jest nie do wytrzymania. Leżałam przed telewizorem. Podobnie jak Bartek. Namawiał mnie, żebym pojechała do lekarza, jednak ja ufam tylko swojemu lekarzowi. Jak tylko wrócę do domu to się do niego wybiorę. Chyba, że ból minie. Na pewno tak będzie. Po obiedzie pomimo ogromnego bólu, poszłam z nimi na miasto. Oczywiście do cukierni. Wiedziałam, że po powrocie do domu, Łukasz znowu będzie przestrzegał diety. Czyli skończy się pizza, lody i inne takie :( Sportowcy.... No cóż. Trudno. Wiedziałam, w co się pakuję. Jednak bywały momenty, że mi to nie przeszkadzało. W sumie dzięki temu też powstrzymywałam się przed słodyczami. Na mieście siedzieliśmy na rynku i próbowaliśmy jakoś podsumować nasz pobyt tutaj :)
Nie bardzo nam to wychodziło...Zawsze mieliśmy w głowie wypadek Stefy i w ogóle.  Wprawiało nas to w przygnębienie. Po powrocie  do ośrodka leżeliśmy na trawie przy plaży. Bartek po raz pierwszy od wypadku rozmawiał szczerze z rodzicami Stefanii. Nie było z nią najlepiej. Wieczorem nic nie robiliśmy. Po prostu leżeliśmy, lecząc doła chipsami i piwem...Nie powinniśmy pić, ale tak jakoś samo wyszło :(

Wtorek, 15 lipca 2014
Nadszedł dzień wyjazdu :( Sonia, Bartek i Kacper już pojechali. Kornelia z Adrianem i Oktawia z Maksem o 9 mieli autobus. Po nas miał przyjechać tata Łukasza (to ze względu na komfort jazdy). Jednak chwilę po tym jak odprowadziliśmy ich na przystanek, Łukasz odebrał telefon od mamy, że jego tata został wezwany na jakąś naradę i po nas nie przyjedzie. Zadzwoniłam do moich rodziców. Oni też nie mogli przyjechać. Mieliśmy 3 opcje. Wracamy kolejnym autobusem o 21:30, zostajemy tu na jeszcze jedną noc, albo wracamy na stopa. Chcąc, nie chcąc wybraliśmy opcję numer 3. Długo nie musieliśmy czekać. Wsiedliśmy do samochodu. Dość luksusowego...Łukasz zasnął a ja siedziałam obok kierowcy i grałam w Pou na tablecie. Jechaliśmy tak, a ja zastanawiałam się skąd znam tego faceta. Skądś go znałam...Dopiero jak zatrzymaliśmy się na stacji, to skumałam co to za gość. To był Waldemar Kasta. Polski raper i konferansjer federacji KSW. Zajarzyłam dopiero po tym, jak ktoś poprosił go o autograf. W sumie miałam prawo nie wiedzieć, bo rapu nie słucham za często. Jak wrócił do auta, zapytałam czemu nas zabrał i ogólnie, co on robi w tych regionach...I tak z dwóch zdań nawiązała się cała rozmowa...Dojechaliśmy do domu na godzinę 15...U mnie jak zawsze było pusto. Położyłam się pzed tv i zasnęłam. Łukasz pewnie też, choć spał całą drogę :) Najważniejsze, że ból kolana ustąpił i nie muszę odwiedzać lekarza :D

Niedziela, 20 lipca 2014
Dzisiaj postanowiliśmy spędzić dzień aktywnie. Poszliśmy sobie do kościoła, potem okrężną drogą wróciliśmy do domu. Po obiedzie wybraliśmy się na siłownię. Na pierwszy przedsezonowy trening. Na miejscu był już prawie cały skład. Te same twarze...Każdy był z dziewczyną :o Lekko mnie to zdziwiło, bo Jagieński nie tolerował dziewczyn na treningach...Wtedy pojawił się także sam trener. Przywitał się i powiedział, że od dzisiaj wszystko się zmieni. Treningi będą trzy razy w tygodniu w poniedziałki siłownia albo basen, we wtorek trening kondycyjny w terenie, w czwartek treningi z piłką i gry treningowe. Nie zaplanował sparingów, bo powiedział, że musi odbudować najpierw kondycję psychiczną zawodników. Przeprosił też za swoje zachowanie w poprzedniej rundzie. Poprosił o zrozumienie. Kiedy Kornelia zapytała, po co my tutaj jesteśmy, on jej odpowiedział: "Bo wiecie dziewczyny , zrozumiałem po ostatnich wydarzeniach, że gdyby nie wy to wielu by tutaj dzisiaj nie przyszło...Wiktoria, Kornelia i Oktawia to tyczy się głównie Was...Nie ukrywam, że zależy mi na tym, zebyście wszystkie w miarę możliwości uczestniczyły w życiu klubu. Poprosiłem prezesa o to, żebyście mogły jeździć z nami na mecze. Mam nadzieję, że mnie rozumiecie..." Wtedy jedna z dziewczyn wstała i powiedziała: "Już myślałam, że do tego nigdy nie dojdzie, Tato". Woow poznałam córkę Jagieńskiego. Była dziewczyną Pawła, bramkarza Koron. Potem oni zaczęli trenować, a my usiadłyśmy w kółku na materacach i po kilku minutach śmiałyśmy się w niebogłosy. Patrycja, córka Jagieńskiego mówiła, że od dawna prosiła ojca o tą zgodę, ale on zawsze jej zabraniał. Byłam zdziwiona, bo przecież ja od początku mogłam być na meczach. Ona wtedy powiedziała, że tatuś "tańczy tak jak Łukasz mu zagra", bo on od początku jest liderem kadry. Haa to było dobre. Mnie wpuszczał wszędzie, zapraszał na treningi, do konsolety, zabrał na turniej, rozmawiał ze mną o sytuacji w klubie. Ze mną, a nie z własną córką. Zmęczona śmianiem wróciłam do domu. Łukasz zasnął u mnie na sofie. Resztę wieczoru spędziłam oglądając głupie filmy :)



niedziela, 11 stycznia 2015

"Krótka chwila, mały błąd i marzenia znikną stąd..."

Wtorek, 8 lipca 2014
Minął tydzień od naszego przyjazdu tutaj :) Niby 7 dni, a przeżyliśmy już chyba wszystko. Wypadek kolegów, ciekawe rozgrywki, oglądanie telewizji, opalanie....Teraz przyszła pora na coś nowego. Wybraliśmy tym razem rejs statkiem. Pogoda pozwoliła nam na takie atrakcje. Było ciepło, ale  nie gorąco. Na statku nie było zbyt wielu osób. Zajęliśmy górny taras widokowy. Zaczęliśmy się wygłupiać. Nikomu nie przeszkadzały nasze głośne śmiechy- chichy. Po powrocie do domu zadzwoniłam do mamy. Gadałyśmy chyba ze trzy godziny. Potem pojechałam z Sonią do Bartka do szpitala. Był przygnębiony z powodu wyjazdu Stefanii. Ona została zabrana helikopterem do Gorzowa. Tam przejdzie operację kręgosłupa. Niewiele wiemy co się z nią dzieje. Jej rodzice nie są skłonni do zwierzeń, a sama zainteresowana nie bardzo może rozmawiać. Rozumiałam go bardzo dobrze i wiedziałam, że muszę go jakoś wesprzeć. Jednak on nie był w nastroju do rozmów. Sonia poprosiła mnie, żebym poszła z nią porozmawiać z lekarzem. Zrobiłam to. W gabinecie doktor dał nam do zrozumienia, że Bartka najprawdopodobniej czeka kolejna operacja. Póki co leki muszą mu wystarczyć. Dodał, że Bartek potrzebuje teraz odpoczynku i spokoju. Sonia zapytała go, czy powinien wrócić do domu, ale lekarz powiedział, że może z nami zostać jeszcze te kilka dni. Musi nabrać dystansu do wydarzeń ostatnich dni. Wróciłyśmy do ośrodka po godzinie 20. W salonie oczywiście Champions League. Nawet Kornelia i Oktawia grały. Sonia do nich dołączyła, a ja poszłam do pokoju. Obejrzałam sobie "Wkręceni" i poszłam spać.

Środa, 9 lipca 2014
Rano Sonia z Kacprem pojechali po Bartka. Poszłam z Oktawią i Kornelią na pomost. Rozłożyłyśmy leżaczki i siedziałyśmy na słoneczku :) Potem dołączyli do nas pozostali. Spędziliśmy w ten sposób całe popołudnie. Po obiedzie Bartek zaproponował, żebyśmy poszli na miasto. Stwierdził, że ma dosyć leżenia. Uznaliśmy, że to dobry pomysł. Za 6 dni wracamy do domu. Wypadałoby kupić jakie pamiątki i drobne prezenty dla najbliższych. Jak wróciliśmy do ośrodka znowu poszłam na leżaczek. Zabrałam tym razem książkę.  Zadzwonił do mnie trener Jagieński. Zapytał kiedy wracamy i jak z Łukaszem. Zdziwiłam się czemu dzwoni do mnie, a nie do niego. Nie wnikałam w to, tylko dokładnie wyjaśniłam co i jak. Był zachwycony. Przedstawił mi program "naprawczy" klubu. Zaprosił nas na pierwszy trening Koron 20 lipca na siłownię. Powiedział, że najważniejsza będzie teraz integracja zespołu. Zaskoczyła mnie ta nagła zmiana, ale ucieszyłam się. Przekazałam info Łukaszowi. Postanowiliśmy we dwójkę połazić po okolicy. Sami. Dawno tego nie robiliśmy. Poszliśmy główną drogą. Byliśmy świadkami wypadku. Młoda para wjechała do rowu. Udzieliliśmy im pierwszej pomocy. W końcu lekcje Edukacji dla Bezpieczeństwa się przydały. Przybyły na miejsce zespół ratunkowy bardzo nas chwalił. My grzecznie pożegnaliśmy się i wróciliśmy do ośrodka. Chciałabym o tym zapomnieć :)

Piątek, 11 lipca 2014
Wczoraj przeleżeliśmy dzień w łóżkach. Nikomu nic się nie chciało. Był deszcz i burza. Dzisiaj natomiast znowu jest gorąco. Co powodowało opalanko :D Siedziałam na tarasie z Łukaszem, jak przyszli do nas jacyś nowo przyjezdni ludzie. Zapytali czy mamy ochotę wpaść do nich na grilla. Łukasz powiedział, że jak reszta grupy się zgodzi to wpadniemy. Zgodzili się. Nawet Bartek stwierdził, że dobrze mu to zrobi. Tak więc o godzinie 18 wstawiliśmy się u nich. To była grupa 10 osobowa z klubu sportowego spod Szczecina. Przyjechali tutaj na obóz kondycyjny. Łukasz zaproponował im mały meczyk w nożną. Zapowiedział, że ich jest tylko 4, bo Bartek wiadomo grać nie mógł. Wtedy Oktawia podniosła się i z zalem do Łukasza: "czemu mówisz, że tylko 4? Jest nas 8 bez Bartka oczywiście" Graliśmy więc 8 na 8. Oni zmieniali się do kilka minut, żeby każdy mógł pograć. My nie mieliśmy takiej szansy. Ale i tak grało się wspaniale. Bartek jako sędzia po ponad godzinie przerwał mecz. Powiedział, że wystarczy. W sumie też byliśmy tego zdania. Co nie zmienia faktu, że wygraliśmy. Nawet ja strzeliłam bramkę. Oni wszyscy byli już pełnoletni. Mimo to, żaden z nich nawet nie zaproponowali alkoholu. Polubiłam ich. Jednak we wtorek powrót do domu. Nie chcemy wracać. Jednak musimy. Dalej nie wiem, co z pozostałą częścią wakacji. Wiem, że rodzice dostaną urlopy, ale niekoniecznie mamy plany co wtedy robić. Pójdziemy na żywioł. Pełen spontan. W czasie grilla Łukasz odebrał telefon od mamy. Powiedziała mu, że dostali zaproszenie na wesele w pierwszy weekend września. Od razu dodała, że zaproszenie jest także dla mnie. Wieczorem jak tylko się położyłam zasnęłam z bólem kolana. Oby nie sprawdziły się moje najgorsze przypuszczenia :C




sobota, 10 stycznia 2015

"Nie liczę godzin i lat, to życie mija nie ja..."

Piątek, 4 lipca 2014
Dzisiejszy dzień nie należał do udanych. Był straszny.Cały dzień lało. Bartek dalej nie mógł wytrzymać z bólu. Łukasz też od rana jest jakiś markotny. Nie wiedzieliśmy za bardzo, co się dzieje. Zadzwoniłam do mamy. Powiedziała, że Łukasz po prostu musi odpocząć, a z Bartkiem Stefa powinna jechać do lekarza. Posłuchałam mamy i poszłam z Sonią do właścicielki ośrodka zapytać o namiary na jakąś przychodnię. Podała nam kilka numerów, więc zaczęłyśmy dzwonić. Niestety bez skutku. Wtedy jeden z naszych nowych znajomych, a dokładniej Kamil zaproponował, że zawiezie ich do szpitala w pobliskim Zalewie. Poszliśmy na to, bo nie było zbytnio innego wyjścia. Tak więc pojechali. Siedzieliśmy w domu, bo pogoda. Łukasz spał, Adrian, Maks i Kacper grali na PlayStation, a my gadałyśmy w kuchni...Ktoś nagle zapukał do dzwi. Otworzyłam. To był Paweł, kolejny nowo poznany znajomy z sąsiedztwa. Zapytał, czy Stefania lub Bartek się odzywali, bo Kamil nie odbiera telefonów od ponad 2 godzin. Chwilę po tym stało się coś, czego nikt z nas się nie spodziewał. Do naszego domku wszedł policjant. Zapytał która z nas to Sonia. Jak ona wstała powiedział jej, że Bartek jest w szpitalu. Na początku nas to nie zdziwiło, bo przecież tam miał trafić z kontuzją. Policjant jednak powiedział coś, co nam się nie spodobało :( Kamil, Stefania i Bartek mieli wypadek :c Jakiś debil wyprzedzał na podwójnej ciągłej i doszło do czołowego zderzenia. Nikt nie zginął. Stefa i Kamil są w stanie ciężkim, wręcz krytycznym. Mogą nie przeżyć następnej nocy. Bartek też jest ranny, ale o wiele lżej niż jego dziewczyna i kolega. Sonia pierwsze co to zadzwoniła do rodziców. Oni jednak będą mogli przyjechać dopiero za kilka dni. Policjant był tak miły, że zaproponował Sonii i Pawłowi podwiezienie do szpitala. Pojechałam z nią. Nie mogłam zostawić jej samej przecież. To był jeden z najgorszych dni w moim dotychczasowym życiu :(

Sobota, 5 lipca 2014
Przesiedzieliśmy noc w szpitalu. Rano przyszedł do nas lekarz. Powiedział, że Bartek miał dużo szczęścia, że siedział z tyłu i miał zapięte pasy. Skończyło się na złamanym żebrze i wstrząśnieniu mózgu. Stefania ma spore obrażenia głowy i pęknięty jeden krąg w kręgosłupie. Jest utrzymana w śpiączce, ale po rehabilitacji wróci do pełnej sprawności. Natomiast Kamil ma złamany kręgosłup. Może nigdy nie stanąć na nogach. Paweł po wyjściu z gabinetu lekarza, usiadł i był załamany. Jego najlepszy przyjaciel, sparingpartner i bramkarz w ich drużynie może zostać na wózku do końca życia. Koło południa przyjechał Łukasz z rodzicami Stefanii. To moja mama im powiedziała. Numer wzięła od rodziców Sonii. My nie byliśmy w stanie. Posiedzieliśmy chwilę u Bartka, ale pielęgniarka powiedziała, że on musi odpoczywać i powinniśmy wyjść. Wróciliśmy do domu. Tam panowała niemalże grobowa atmosfera. Nikt nie był w stanie nic powiedzieć. Włączyliśmy telewizor i oglądaliśmy powtórki powtórek polskich seriali. Różnych seriali od paradokumentów nawet do "Mody na Sukces". Wieczorem znowu poszłam z Łukaszem  na pomost i puszczając "kaczki" gadaliśmy o wydarzeniach ostatnich dni. To dopiero 5. dzień pobytu, a my już tyle przeżyliśmy. Dołączyli do nas Oktawia z Maksem. Siedzieliśmy na tym pomoście chyba do północy. Jak wróciliśmy Kornelia z Adrianem spali na ławce przed domkiem, a Sonia z Kacprem przed telewizorem. Nie tak miały wyglądać te wakacje. :/

Niedziela, 6 lipca 2014
Dzisiaj z nastrojem było już o niebo lepiej. Pomimo tego, że Stefania wraca do domu :/ Rodzice Stefanii podjęli decyzję, że zabierają ją do Gorzowa. Nikogo to nie zdziwiło. Załatwili już helikopter. Wracają jutro. Bartek zostanie w szpitalu co najmniej do środy. Wszystko przez kontuzję. Jednak nie jest z nim aż tak źle, bo chodzi co chwilę co Stefy i siedzi u niej. Nawet jak go wygonią to i tak wraca. Mieliśmy go odwiedzić całą ekipą, ale lekarz na to nie pozwolił. Szkoda, że to nie Korony i szpital mojej mamy. Zamiast do szpitala, poszliśmy do kościoła i na miasto. Usiedliśmy w jakiejś małej knajpce i zamówiliśmy same niezdrowe rzeczy. Pizze, zapiekanki, frytki, a na deser lody. Nikt nie protestował, że za dużo kalorii czy coś...Po powrocie do domu nasi "sportowcy" poszli pobiegać a my opalałyśmy się na leżaczkach przed domem. Po niemal dwóch godzinach oni wrócili. Byli masakrycznie zmęczeni, ale szczęśliwi. My też byłyśmy zmęczone słońcem, dlatego ustąpiłyśmy chłopakom miejsca, a same poszłyśmy do chłodnego domku. Wieczorem urządziliśmy małego grilla i pograliśmy w nogę. Składy były takie: Ja, Kornelia, Łukasz i Adrian na Sonię, Oktawię, Kacpra i Maksa. Żeby było śmieszniej graliśmy bez bramkarza i ze zmienionymi zasadami. Nie stosowaliśmy autu, pola karnego i rożnego. Była też kara i nagroda. To znaczy drużyna która przegra do końca pobytu sprząta, a wygrany może narobić największego w świecie bałaganu. Graliśmy chyba ze trzy godziny. Skończyliśmy koło 12 w nocy. Gdyby nie to, że Łukaszowi zrobiło się słabo gralibyśmy pewnie dalej. Moja drużyna wygrała minimalnie. 31 do 30. Zgarnęliśmy tylko część śmieci z tarasu i poszliśmy spać. KOCHAM TYCH LUDZI!!! ♥

piątek, 9 stycznia 2015

"To co mam, to serce, które jeszcze na wszystko stać..."

Wtorek, 1 lipca 2014
Od godziny jestem już z Łukaszem w Piekle. Zaraz przyjedzie Oktawia z Maksem i Kornelia z Adrianem. Sonia z bratem też już są w drodze. Domek jest przytulny, ma 2 pokoje, spory salon, łazienkę i kuchnię. Jeden pokój zajmą dziewczyny, a drugi chłopacy. Rozpakowałam już część bagaży. Nasze mamy postanowiły, że nas nie puszczą bez prowiantu. W ten sposób wśród naszych walizek znalazły się siatki pełne jedzenia jak dla pułku wojska. No cóż, tak bywa. Dzisiaj będziemy poznawać okolicę i odpoczywać. Jutro zaczniemy zabawę. W kuchni jest nawet ekspres do kawy. Szkoda tylko, że nie wzięłam takowej...wybiorę się chyba do sklepu. Teraz jednak leżymy przed telewizorem i czekamy.Ciąg dalszy nastąpi..;)
Jestem z powrotem. My już w komplecie. Zaczęliśmy od spaceru po ośrodku. Pograliśmy nawet w siatkę, ale były nierówne składy szybko nam się znudziło. Bartek chodzi o kuli :(  Dlatego po powrocie do domku poszedł się położyć. Wtedy też stało się coś, czego nie mogłam przewidzieć. Adrian wyjął z walizki PlayStation i podłączył do telewizora. Okazało się, że oni to planowali. Każdy miał ze sobą pada. Urządzili sobie "El Classico" w FIFĘ. Losowali, kto będzie kim. Wyszło, że Adrian i Łukasz grali Realem, a Kacper i Maks Barceloną. Siedziałyśmy  w kuchni, obżerając się chipsami. Stefania powiedziała, że Bartek miał po powrocie stąd wrócić do treningów. W połowie sierpnia miał jechać na obóz treningowy. Nic z tego nie wyjdzie. On od połowy stycznia nie trenował. :C Sonia naskoczyła nią, że ma skończyć ze smutaniem, bo wróci do Gorzowa. To mają być wakacje, a nie stypa. Wszystkie troski zostawiamy za bramą ośrodka. Koniec. Kiwnęłyśmy jej na to i poszłyśmy do pokoju oglądać jakieś romantyki :*

Środa, 2 lipca 2014
Dzisiejszy upalny dzień spędziliśmy na plaży przy jeziorze. Cudownie tak leżeć na plaży bez zobowiązań. Umówiliśmy się, że telefony, tablety i inne elektroniczne zabawki zostają w domu. Odrywamy się od rzeczywistości pisanej zdjęciami na Instagramie, postami na Facebooku, czy aktywnością na Asku :) Chcieliśmy iść na miasto, ale było zbyt upalnie a mamy w grupie trzech "chorych", którzy muszą na siebie uważać. Taka pogoda nie sprzyja spacerom. Po obiedzie siedzieliśmy sobie na tarasie, planując resztę dnia...Podeszła do nas pięcio-osobowa chłopaków grupa mniej więcej w naszym wieku. Był wśród nich taki umięśniony typ. Zapytał Łukasza czy nie mieli by ochoty pograć z nimi w nogę wieczorem. Proponowali proste zasady: Dwie połowy po 30 minut. Po 4 zawodników w polu i bramkarz. Stefania powiedziała od razu, że my nie mamy składu, bo wiadome, że Bartek nie mógł zagrać nawet na bramce. Ten jej odpowiedział: "Dziunia nie wiesz, że takie paniusie jak ty głosu nie mają. Twój men jak jest twardy to i o kuli stanie w bramce..." Bartek nie pozwolił mu dokończyć. Powiedział, że zagra pomimo wszystko, a jego dziewczyny nikt nie będzie nazywał Dziunią. Tak więc punktualnie o 20 całą ekipą poszliśmy na boisko do nogi. Łukasz i Adrian jako najlepsi strzelcy Koron na ataku, a Maks i Kacper na obronie, Bartek w bramce. Cały mecz robiłam zdjęcia. Po około 16 minutach Łukasz już strzelił pierwszą bramkę. Trzy minuty później było już 2:0. W drugiej połowie to już pogrom. Łukasz i Adrian zanotowali po hat-tricku w swoim, mistrzowskim stylu, a 7 bramkę dołożył Kacper. Oni zdołali tylko raz pokonać Bartka. Po meczu tamten kark przeprosił Stefanię za Dziunię i podziękował za dobrą zabawę. Zaprosił nas na jutro wieczorem na ognisko. Jeżeli nic się nie zmieni pójdziemy :)

Czwartek, 3 lipca 2014
Dzisiaj poszłyśmy na zakupy. Nasi ukochani nie byli w stanie się podnieść z łóżek. Tak to jest jak się kilka miesięcy leży, a potem gra godzinę bez przerwy. Łaziłyśmy po sklepach, ale żadna z nas nie upolowała niczego ciekawego. Weszłyśmy tylko do spożywczego po wodę, soki i kawę do tego ekspresu. Nagle z zamyślenia co jeszcze powinnyśmy włożyć do wózka wyrwał mnie telefon od Łukasza. Pytał, w której kosmetyczce trzymam swój zamrażacz w sprayu. Zapytałam po co mu to, a on że Bartek narzeka na to swoje kolano, a jego maści już nie działają. Powtórzyłam to Stefanii, a ona tylko kiwnęła głową mówiąc: "Wiedziałam, że tak będzie". Wróciłyśmy do ośrodka obładowane zakupami. Różne rzeczy. Bartek leżał na kanapie w salonie z kolanem obłożonym lodem i chusteczkami. Wiedziałam, że cierpi. Miałam to samo po swojej kontuzji. Znowu obudził się we mnie "instynkt lekarski". Stwierdziłam, że powinniśmy jechać do lekarza. Jednak Bartek nie chciał się na to zgodzić. Zależało mu na tym, żeby być z nami, a nie w szpitalu. Stefania przyznała mi rację. Doszłyśmy do wniosku, że jeśli ból do jutra nie ustąpi wzywamy karetkę. Poszliśmy na to ognisko do poznanych wczoraj panów. Zaczęliśmy od przedstawienia się. Oni mają po 18 lat i przyjechali tu odpocząć od swojego otoczenia. Trenują piłkę nożną, MMA i kulturystykę. W pewnym momencie wyjęli alkohol. Dokładniej piwo. Odmówiłam im kulturalnie, bo nie lubię alkoholu. Łukasz też, bo leki. Bartek poszedł spać, bo nie mógł wytrzymać z bólu. Stefania poszła z nim. Jak reszta zaczęła pić z nimi, to zabrałam Łukasza na spacer. Poszliśmy na pomost. Położyliśmy się na jego bluzie i wpatrywaliśmy się w gwiazdy.  To było cudowne. Niech te chwile trwają wiecznie <3



środa, 7 stycznia 2015

"Jak to? Jak to mogło zdarzyć się? Nabraliśmy siły by wszystko złe przegonić precz..."

Poniedziałek, 23 czerwca 2014
Dzisiaj poszłam do szkoły, mając w torebce jedynie tablet i portfel. Jak siedziałam w sali polonistycznej zadzwonił mi telefon. To był Łukasz. Pan powiedział, że mogę normalnie odebrać. Wyszłam na korytarz i odebrałam. Powiedział, że wszystko jest już w porządku :) Że wraca do treningów. W rewanżu powiedziałam mu o kontuzji Bartka. Nie był zachwycony. Nie taki był jego plan. Już zapowiedział mi, że wieczorem idzie biegać. Udałam obrażoną i rozłączyłam się. Jednak nie chciałam znowu się z nim kłócić. Jak wróciłam do klasy, wysłałam mu SMS-a, że zanim pójdzie pobiegać zapraszam go na zakupy, bo muszę się przygotować na wyjazd. Spodobało mu się to. Napisał, że przyjdzie po mnie o 11. Miałam nadzieję, że Kornelia i Adrian do nas dołączą. I tak się też stało. Spędziliśmy w galerii 5 godzin. Niewiele kupiłam, ale nie o to mi chodziło. Chciałam zamęczyć Łukasza, żeby nie biegał :) Jednak to mi się nie udało :/ Przegrałam tę walkę. Dopiął swego. Nie było go chyba ze dwie godziny. Dzwoniłam, ale nie odbierał. Jak w końcu się pojawił, powiedział, że miałam rację. ZNOWU!!! Za szybko na powrót do formy. Spróbuje ponownie po powrocie z Piekła. W końcu jednak wróci do gry w Koronach. Jednak muszę go najpierw nauczyć pewnej rzeczy. Koniecznie (obrazek)

Środa, 25 czerwca 2014
Dzisiaj poszliśmy w swoim gronie na basen. Za 6 dni wyjeżdżamy. Na basenie (po raz kolejny) w ostatnich dniach spotkaliśmy Rafała J. Tak był określany przez lokalne media. Jego adwokat zamienił areszt na dozór policyjny. Usiadł koło nas i zaczął się tłumaczyć. Jednak nie bardzo w to wierzyliśmy. Mówił, że handlował dragami z braku kasy i chciał, żeby pod nieobecność Łukasza ktoś ogarniał sytuację w klubie. Rozmawiał z nami szczerze jak na spowiedzi.  Maks powiedział wtedy, że mógł myśleć o tym wcześniej, a nie teraz kiedy wisi nad nim wyrok. Dodał też, że my zaraz zaczynamy wakacje i chcemy żyć ideą "Carpe Diem", czyli chwytaj dzień, a nie myśleć o tym co, gdzie i kiedy się wydarzyło. Rafał wtedy sobie poszedł. Bardzo dobrze. Stwierdziliśmy, że po basenie idziemy na stadion pograć w ziemniaczka. Pogoda na to pozwalała. Nie mieliśmy żadnych zobowiązań. Do szkoły już nie chodziliśmy. Nikt nie chodził. Nasi rodzice o tym wiedzieli. Pozwalali na to. Zwłaszcza, że mieliśmy obydwoje średnie powyżej 5. W te ostatnie dni każdy był już jedną nogą na wakacjach. Tylko w piątek o 9 na zakończenie i wolne. Jak wróciłam do domu odebrałam wiadomość od Jagieńskiego. Zapraszał wszystkich na piątek na 16. Impreza z okazji zakończenia sezonu. Oczywiście, że pójdę. Łukasz i reszta też. Będzie cała mistrzowska ekipa wraz z partnerkami. Tylko na to czekam :) 

Sobota, 28 czerwca 2014
Wczoraj zarówno w szkole jak i na imprezie było wesoło. Ognisko i karaoke. Bawiliśmy się prawie do północy. Dzisiaj znowu pojechałam do galerii. Tym razem z Oktawią. Łukasz był zbyt zmęczony po wczorajszym, żeby gdziekolwiek się ruszyć z łóżka. Rozumiałam go. Dzisiejsze zakupy miały służyć uzupełnieniem prowiantu na te dwa tygodnie. Skończyłyśmy jednak w drogerii. Doszłyśmy do wniosku, że zakupy zrobimy na miejscu, a od czasu do czasu pójdziemy na pizzę albo coś innego. Od jutra wielkie pakowanie. Tym razem zabrałam największą walizkę, ale i tak jak znam życie zabiorę jeszcze torbę i plecak. Nienawidzę pakowania. Jednak 2 tygodnie z przyjaciółmi to fajna oferta. Nawet pakowanie można polubić. W walizce obowiązkowo aparat, laptop, ładowarki, zapasowe baterie, duużo ubrań i kilka par butów. W ośrodku jest pełno atrakcji. Boisko do siatki, do nogi, basen, siłownia i WI-Fi. To będą moje najlepsze wakacje pod słońcem! Na wszelki wypadek zgram kilka filmów, żebyśmy mieli co robić wieczorami i w brzydką pogodę. Piękny plan. Będzie się działo. Będzie zabawa i znowu nocy będzie mało :*



wtorek, 6 stycznia 2015

"Chociaż znowu wyczuwam jak bije mi serce to dalej już nie wiem czy żyję..."

Środa, 18 czerwca 2014
Od dzisiaj praktycznie wakacje. W szkole totalny luz. Przesiedziałam te lekcje z obowiązku. Jeszcze dzisiaj sprawdzali obecność. Co nie zmienia faktu, że oceny wystawione, a nauka skończona. Teraz długi weekend. Jutro Boże Ciało. Ale najważniejsze, że przyjechała Sonia z rodziną. Bartek przywiózł ze sobą dziewczynę. Nawet miła. Ma na imię Stefania i jest rok ode mnie starsza. Jej ojciec jest przewodniczącym rady Gorzowa i ona musi dbać o nienaganny wizerunek... Przekichane ma. Żadnych imprez w dużym gronie, zawsze dobre ubranie i wszechobecna klasa. Bartek powiedział, że jej rodzice nie chcieli go zaakceptować. Jednak to zrobili po jakimś czasie. Sonia przyjechała z Kacprem oczywiście. Taki był układ. Byli też rodzice Łukasza.  Zaprosiłam Kornelię z Adrianem i wpadła Oktawia z Maksem i rodzinką. Na ten weekend przenieśliśmy się do starego domu, bo jest cisza i większy teren. Dorośli  zrobili sobie grilla. My poszliśmy na spacer. Doszliśmy aż do stadionu Koron. Akurat był tam trener Jagieński z grupą trampkarzy. Usiedliśmy sobie w konsolecie dla gości. Łukasz wpadł na pomysł żebyśmy pograli sobie w ziemnaka. Poszedł do magazynku i przyniósł piłkę do siatkówki. Graliśmy chyba ze 3 godziny. W końcu Kornelia powiedziała, że musi iść do domu, bo mają przyjechać jej dziadkowie. Odprowadziliśmy ją do domu i wróciliśmy do nas. W domu oczywiście było już wesoło.  Tylko Franek- brat Oktawii był smutny. Jego towarzyszem była konsola taty i gra w FIFĘ. Oni imprezowali na tarasie, a my zajęliśmy salon. Jednak Maks musiał wracać do domu. Łukasz i Kacper urządzali sobie partyjkę LM w fifie, a Bartek ich obserwował. Miałam dość tego dnia :) Jak w końcu położyłam się to natychmiast zasnęłam.

Czwartek, 19 czerwca 2014
Jak rano wstałam w domu panowała grobowa cisza. Zeszłam na dół. Na tarasie panował niebywały bałagan, a na sofie w salonie spali Kacper, Bartek i Łukasz. Wzięłam worek na śmieci i zaczęłam sprzątać. Po chwili przyszły Stefania i Sonia. Gadałyśmy o wszystkim i o niczym. Stefa powiedziała, że dawno nie bawiła się tak dobrze jak wczoraj. Po prostu w Gorzowie nigdy nie mogła. Nie miała szansy. Sonia wtedy zaczęła się śmiać. Popatrzyłyśmy na nią ze zdziwieniem, a ona na to: "Wiktoria przecież my w Łebie cały czas miałyśmy wesoło". Przytaknęłam jej. Ogarnęłyśmy taras i poszłyśmy do kuchni. Zrobiłyśmy sobie kawę. Niedługo potem dołączyli do nas chłopaki. Stwierdziliśmy, że idziemy po śniadaniu do kościoła, a potem znowu dobrze się bawić.  Jak rodzice wstali my już szykowaliśmy się do wyjścia. Oni stwierdzili, że też przyjdą na tę mszę i spotkamy się na miejscu. W kościele sporo miejsc było zajętych, jednak na nas czekała ławka zajęta przez Adriana i Kornelię. Msza jak msza, po niej procesja. Na nasze nieszczęście spotkaliśmy Rafała Jagieńskiego. Dostał przepustkę z aresztu na weekend. Adrian udawał, że go nie zna. Nie do końca rozumieliśmy po co on przyszedł do naszego kościoła, skoro miał swój na drugim końcu miasta. Zepsuł nam tylko humor swoją obecnością. Jednak po powrocie do domu dobry nastrój powrócił a resztę dnia spędziliśmy w ogrodzie, grając w siatkówkę. Mieliśmy w końcu pełne składy. Nawet więcej. Było nas 16 osób. Graliśmy na zmiany, ustalaliśmy własne zasady. Kocham takie leniwe dni...

Niedziela, 22 czerwca 2014
Wczoraj rozplanowaliśmy wakacje nad jeziorem. Pogadaliśmy też o Chorwacji. Może nawet uda nam się pojechać w tym samym składzie. Wszystko okaże się w najbliższym tygodniu. Dzisiaj Sonia i spółka musieli wrócić do Gorzowa. Oktawia też wróciła do domu. Pani Basia z mężem również. My ogarnęliśmy ten dom trochę i pojechaliśmy do siebie. Mimo wszystko jutro idę do szkoły na 2-3 godziny. I tak nic nie będę robić. Potem sobie pójdę po prostu. Łukasz nie idzie w ogóle, bo ma wizytę u lekarza. Jeżeli wszystko będzie dobrze (a innej opcji nie przyjmujemy) wróci na boisko po powrocie z Piekła. Wtedy też mniej więcej wróci Adrian. Razem z nimi Maks. Skład Królewskich Koron znowu będzie najsilniejszy :) Znowu zaczną wygrywać i wrócą na szczyt. Pięknie po prostu. Wszystko w rękach lekarzy. Wieczorem Sonia napisała, że Bartek chyba odnowił kontuzję :( Bo noga strasznie mu spuchła w samochodzie. Teraz siedzi z nim w szpitalu i czekają na wyniki badań :/ Poprosiłam, żeby dała mi znać, co się stało :) Po godzinie dostałam upragnionego SMS-a. To zapalenie stawu kolanowego. Bolesny i niekomfortowy uraz. Teraz wszystko zacznie się od nowa, ale Bartek mimo wszystko pojedzie z nami do Piekła. Czar pięknego czasu prysł...niczym mydlana bańka :(




sobota, 3 stycznia 2015

"Czy jest jeszcze coś, co mogłoby dziś na czas zawrócić nas, zmienić zdarzeń bieg...?"

Poniedziałek, 2 czerwca 2014
Jeśli chodzi o wakacje to już wszystko ustalone. Zarezerwowałam domek na pięknym jeziorem Piekło. To około 200 km od naszej miejscowości. 14 dni z ludźmi, bez których moje życie byłoby nudne. Nawet Kornelia i Adrian jadą. Podobno Bartek ma przyjechać z dziewczyną. Wyjeżdżamy 1 lipca. Resztę szczegółów ustalimy jak spotkamy się w Boże Ciało. W szkole panuje lekko wakacyjny nastrój, chociaż na niektórych lekcjach piszemy jeszcze normalnie sprawdziany i kartkówki. Niestety... Jednak tylko do 17 czerwca. Potem wystawią ocenki, a w szkole nikogo prawie nie będzie. Po powrocie do domu mama poinformowała mnie, że i ona ma poważne plany co do wakacji. Chciałaby, żebyśmy pojechali do Chorwacji lub do Macedonii na 10 dni. Myślała o wspólnym wyjeździe razem z rodzicami Łukasza i ciotką Aldoną ;) Piękne plany. Oby się udało. Nawet jeśli nie, to trudno. Będę miała czas dla przyjaciół. Najważniejsze jednak, że spędzę z nimi początek wakacji. Tymczasem matematyka wzywa ;) Niestety. Tu nigdy nie było mowy o taryfie ulgowej. Mat-fiz do czegoś zobowiązuje w końcu :D

Piątek, 6 czerwca 2014 
Dzisiaj prosto po lekcjach wróciłam do domu. Strasznie dziwnie się czułam. Jednak szybko mi przeszło, bo wpadła Kornelia. Pogadałyśmy o życiu. Nie mogłyśmy się doczekać wyjazdu nad jezioro. Obejrzałyśmy film w telewizji i nagle przyszedł Łukasz. Nie był sam, tylko z Adrianem. Spotkali się na treningu. Oczywiście obaj nie trenowali, tylko poszli popatrzeć. Łukasz nie był zbytnio szczęśliwy. Powiedział, że klub niedługo się rozpadnie, bo Korony zaczęły przegrywać, skład się sypie, Jagieńskiemu odwala, Tumiński nie jest w stanie nic zrobić. Ogólnie lipa z tym wszystkim. Zrobiło mi się smutno, 4 miesiące temu ta drużyna rozbijała wszystkich rywali. Zostali mistrzami Polski, a teraz? Jako, że należę do ludzi z pomysłami, ulotniłam się z grobowej atmosfery i zamknęłam się w łazience. Zadzwoniłam do prezesa i trenera Koron. Poprosiłam ich jutro o spotkanie 2 godziny przed meczem. Kiedy zapytali o powód, powiedziałam, że chodzi o przyszłość...
Obaj się zgodzili. Byłam w końcu ich ulubioną dziewczyną piłkarza :) Wróciłam do salonu. Kornelii i Adriana już nie było. Łukasz leżał i szukał czegoś do oglądania. Jak wrócili moi rodzice zrobiłam kolację. Łukasz prawie cały czas milczał, a moja mama (syndrom lekarza) od razu chciała zawieźć go na badania. Zanim zdążyła się ubrać, wytłumaczyłam jej to wszystko. Oni nie mogli w to uwierzyć, a zwłaszcza tata, który kibicował tej drużynie. Po kolacji poszłam z Łukaszem na spacer. Powiedział, że jak Królewscy się rozpadną zacznie trenować MMA. Bartek w Łebie (pod moją nieobecność) pokazywał mu podstawy. Na tyle, na ile mógł. Ten to zawsze znajdzie sobie jakiś plan B. I za to kocham tego wariata <3

Sobota. 7 czerwca 2014
Skłamałam rano Łukaszowi, że jadę do ortopedy i spotkamy się na meczu. Oczywiście pojechałam do Tumińskiego na umówione spotkanie. Czekał tam na mnie z Jagieńskim. Już na początku zasypałam ich pytaniami o sytuację w klubie. Co się dzieje w klubie? Czemu podstawowi zawodnicy nie chcą grać? Dlaczego zaczęli przegrywać? Oni patrzyli jeden na drugiego jak na idiotów...Kiedy milczeli, sama zabrałam głos. Oceniłam ich, ostrożnie dobierając słowa. Tumiński mi przerwał. Powiedział, że choć to dla niego trudne, przyznaje mi rację. Brakuje im werwy i pozytywnego kopa. Jagieński dodał, że po aferze z dopingiem, przestał wierzyć w jakiekolwiek sukcesy :( Jednak szybko stwierdził, że muszą się zebrać, bo sponsor się wycofa i będzie lipa :( Wyszłam od nich z biura, zanim zjawili się pierwsi piłkarze. Wykorzystując chwilę, poszłam do sklepu. Kupiłam coś do jedzenia na mecz i wodę. Było bardzo gorąco. Przy wejściu spotkałam Łukasza. Razem weszliśmy na stadion i patrzyliśmy na rozgrzewkę pierwszych zawodników. Mecz był z drużyną Tytan Sierpiec. Niby łatwa do ogrania. Tak mówił Łukasz. Prowadzili już w 4 minucie, a cały mecz wygrali 5:4. Zmęczeni upalną pogodą wróciliśmy do domów. Nie miałam na nic więcej siły :( Położyłam się i zasnęłam. Wieczorem ogarnęłam pewne sprawy i poszłam spać.


piątek, 2 stycznia 2015

"Miałaś nie płakać, miałaś być twarda, co z Tobą jest..."

Środa, 28 maja 2014
Do wystawienia ocen już tylko 2,5 tygodnia. Czyli praktycznie wakacje. Będę miała średnią 5,3 na koniec roku. W sumie fajna, zwłaszcza, że po powrocie z Łeby musiałam sporo nadrabiać. Jednak nie to jest najważniejsze. Ważne jest to, że na długi czerwcowy weekend wpadnie do mnie Sonia z bratem i rodzicami. No i moi rodzice całe 4 dni mają wolne :) Po lekcjach poszłam z Kornelią do kawiarni. Gadałyśmy o jej związku z Adrianem. Stwierdziła, że nie wie co dalej będzie. Kocha go, ale nie wie, czy zniesie jego fochy i negatywne podejście do życia. Powiedziałam jej, że to wszystko minie jak tylko wróci do treningów. Jednak Kornelia w to nie wierzyła. Była przekonana, że będzie jeszcze gorzej. On ciągle będzie zmęczony, zajęty i w ten oto sposób związek się ograniczy do wymiany wiadomości na fejsie :( Poprosiła nawet o zmianę tematu. Pogadałyśmy o planach na wakacje. Okazało się, że żadna z nas nie miała jeszcze niczego konkretnego w głowie :D Wpadł mi do głowy pewien pomysł. Jak wróciłam do domu, natychmiast zadzwoniłam do Sonii i zapytałam ją o wakacyjne plany. Ona również nie zaplanowała jeszcze niczego.Pogadałam z rodzicami. Bardzo im się ten pomysł spodobał.Tak więc przystąpiłam do realizacji swojego planu. Stworzyłam na fb grupową konwersację do której zaprosiłam Kornelię, Sonię, Oktawię, Łukasza, Kacpra, Maksa, Adriana i Bartka. Nazwałam ją "wakacje". Napisałam, że proponuję wspólny wyjazd nad jezioro. Można w dobrej cenie wynająć domek. Pierwszy napisał Bartek: "ja już w to wchodzę, więcej szczegółów Wiki :)" Opisałam cenę i atrakcję. Wynajęcie domku kosztowało 90 zł/doba. Na dwa tygodnie wyszło ok. 1300. Dopisałam, że każdy wpłaci po 150 zł na domek i przywozi swój prowiant, i ogólnie to, co lubi. Wyłączyłam fejsa, nie czekając na reakcję pozostałych, bo czekała mnie jeszcze randka z matmą :(

Czwartek, 29 maja 2014
W szkole już niektórzy czują wakacje. Są lekcje na których nic nie robimy. Oglądamy filmy i inne takie :) Pierwsze, co zrobiłam po powrocie do domu, to sprawdzenie facebooka. Był odzew reszty mojego towarzystwa. Byli zdecydowani. No może poza Adrianem i Kornelią. Kornelia stwierdziła, że jak Adrian jedzie to ona serdecznie dziękuje i na odwrót. Maks napisał im:" Może pora się pogodzić zakochańce..." Po czym walnął kazanie na pół strony. Wszyscy mu wtórowali. I oni ulegli. Powiedzieli, że pogadają z rodzicami i jadą. Zapowiadały się ciekawe wakacje. Potem pojechałam z Łukaszem do lekarza i na zakupy. Niestety dalej nie może wrócić na boisko. Ta bezczynność go zabije. W galerii zdradził mi, że od jutra zaczyna biegać. Najpierw małe rundki po kilometrze, potem coraz większe. Jeszcze przed wakacjami chce biegać po 10-11 km dziennie. Miałam ochotę zabić go kartonem po butach. (ach serialowa śmierć) On powiedział, że cokolwiek powiem i tak zrobi swoje. Wkurzyłam się. Wykrzyczałam mu, że jest pieprzonym egoistą i że nie myśli o swoim zdrowiu. Powiedziałam, że jadę do domu i niech robi co chce. Wieczorem wyłączyłam wszystkie portale i telefon. Powiedziałam rodzicom, że jakby dzwonił Łukasz nie ma mnie w domu. Wykąpałam się i poszłam spać :( Może jutro będzie lepszy dzień. 

Sobota, 31 maja 2014
Wczoraj udawałam w szkole, że go nie widzę. Jak podszedł nawet nie spojrzałam. Był dla mnie jak powietrze. Nawet nauczyciele zauważyli, że coś jest nie tak. Zbagatelizowałam to. Prosto po szkole pojechałam do domu. Za jakieś 4 godziny zadzwonił telefon. Na wyświetlaczu zobaczyłam: mama Łukasza. Nie odebrałam, bo myślałam, że to on. Niedługo potem zadzwonił jakiś obcy numer. Odebrałam. To była Agata. Powiedziała, że Łukasz trafił do szpitala. Nie wiem czemu, ale biegiem pojechałam do szpitala. Na korytarzu spotkałam zapłakaną panią Basię. Ona powiedziała, że wie czemu nie odebrałam. Dodała, że Łukasz wykorzystał jej chwilową nieobecność i poszedł biegać. Jak wrócił do domu, stracił przytomność. Nieśmiałym krokiem weszłam do sali. Zobaczyłam mojego chłopaka leżącego pod tymi wszystkimi maszynami i przypomniał mi się jego widok po operacji. On jak mnie zobaczył to przepraszającym wzrokiem poprosił, żebym usiadła. Zrobiłam to. Łukasz przeprosił mnie i powiedział, że zrozumiał czemu nie chciałam mu pozwolić na bieganie. Obiecał, że już nigdy nie zrobi niczego wbrew lekarzom. Uwierzyłam mu. Po chwili do sali wszedł lekarz i powiedział, że Łukasz może wrócić do domu. Musi tylko na siebie uważać. I znowu trochę zwolnić. Posiedziałam trochę u niego w domu. Wróciłam do siebie i z powrotem włączyłam wszystkie portale społecznościowe. Dzisiaj cały dzień przesiedziałam u niego :) Jak wróciłam do domu napisałam na grupowej, że czekam do jutra na info, kto jedzie i rezerwuje domek.