piątek, 26 grudnia 2014

"Szczęście jest tak bardzo blisko, jeśli tego chcesz...Marzeniami buduj przyszłość, swój własny los..."

Wtorek, 15 kwietnia 2014
Dowiedziałam się, że moja urodzinowa niespodzianka to był plan Łukasz od początku do końca. Wtajemniczył w niego tylko Sonię. Oni wszyscy poświęcili się dla mnie :) a ja ich skreśliłam. Głupio mi było, kiedy odbierałam kolejne prezenty. Dostałam mnóstwo książek, kosmetyków i pieniędzy. Od rodziców dostałam złoty naszyjnik z imieniem, a od Łukasz kosz róż i pierścionek. Oczywiście był tort i dużo jedzenia. Niestety część gości tego samego dnia musiała wrócić do domu. Jednak rodzinka zostaje z nami w Łebie. Nasi rodzice przywieźli wszystko, co potrzebne. Rodzina Sonii przyjedzie jutro. Będzie fajnie, pospacerujemy po plaży, mieście i najbliższej okolicy :) Wieczorem rozmawiałam z rodzicami. Mama opowiedziała mi trochę o pierwszych dniach dyrektorowania. Tata z kolei mówił o jakimś nowym projekcie. Będzie budował muzeum Sław Sportu. Ciekawy pomysł. Już chcę tam pojechać. Oprócz tego, w domu nic się nie zmieniło. Wtedy zażądali szczegółów z mojego życia tutaj. Opowiedziałam o Sonii, Bartku i przygodzie w szpitalu.  Nagle do pokoju zapukała pani Marlena i zaprosiła mnie do swojego gabinetu. Wyjaśniła mi i obecnej tam Sonii, że Natalia jest narkomanką. Wykradała leki pacjentów z szafek. Patrzyłyśmy na siebie z niedowierzaniem :( Ona- narkomanką? Kurcze, lubiłam tą babkę. Nie wiedziałam co powiedzieć. Wyszłam bez słowa z pokoju Marleny i wróciłam do rodziców. Powtórzyłam im wszystko i poszłam spać. Dość wrażeń mam ostatnio.

Czwartek, 17 kwietnia 2014
Dzisiaj do "Błękitnej Laguny" zjechał się tłum ludzi :( Mimo wszystko, dzień był cudowny. Rano poszliśmy na spacer z rodzicami.Potem spotkałam się z Sonią. Poznałam jej rodziców i dziadków. Byli bardzo eleganccy. Okazało się, że tata znał tych państwa. Z tatą Sonii chodził do liceum i razem studiowali. Podobało mi się to, bo już planowali następne spotkania. U nas w Koronie, u nich w Gorzowie. Oznaczało to, że będziemy mogły się jeszcze spotkać. Najbliższy tydzień będzie wspaniały. Potem rodzice znowu wyjadą, a my w czwórkę będziemy dalej sami. Sonia zostaje tu jeszcze dłużej niż ja. Wszystko dlatego, że Bartek musi wrócić przed wakacjami do pełnej sprawności. My wracamy do domu 11 maja :( Mogłabym tu zostać na zawsze. Kocham to miejsce i tych ludzi. Wieczorem leżeliśmy u siebie w pokoju. Zapytałam Łukasza, o to jak się czuje, jak wyobraża sobie powrót do domu i szkoły. Powiedział, że jeszcze niczego nie planuje. Ważne, żeby wyzdrowiał  i wrócił na boisko. Cieszy się z tego co ma teraz i nie myśli o tym co będzie za tydzień, miesiąc  czy rok. Była to nasza pierwsza, szczera rozmowa od czasu przyjazdu tutaj.  Wcześniej nie było na to czasu. Byliśmy szczęśliwi, że jesteśmy razem i tyle nam wystarczało :) Przytuliłam się do niego, a on mnie pocałował. Jak zwykle szybko zasnął. Wstałam więc i z tabletem usiadłam na tarasie. Popisałam z Kornelią. Ona opowiedziała mi, że Adrian trafił dzisiaj do szpitala, bo zemdlał w galerii. Napisała, że dopiero teraz mnie zrozumiała. Ogarnęła, co to znaczy siedzieć przy chorym chłopaku i mieć różne myśli w głowie. Zapytałam, co się stało dokładnie, bo jak wpadli w poniedziałek z niespodzianką dla mnie Adrian był okazem zdrowia. Kornelia powiedziała, że w środę po treningu na siłowni, poszedł jeszcze na basen i pobiegać z Maksem. Przesadził z treningami i serce nie wytrzymało. Powinien teraz do końca kwietnia odpoczywać od sportu. Niby tylko 2 tygodnie, ale dla sportowca to wieczność...

Poniedziałek, 21 kwietnia 2014
Już prawie po świętach...poszliśmy rano do kościoła, a potem pojechaliśmy sobie do Sopotu. Spacerowaliśmy po molo, zrobiłam świąteczną, rodzinną sesję. Zjedliśmy obiad i wróciliśmy do Łeby. My standardowo poszliśmy na basen, a rodzice zrobili sobie małą imprezkę. Wiadomo, chcieli coś wypić. W końcu po to też trochę są święta. Żeby wrzucić na luz. Moi rodzice już byli jedną nogą na Teneryfie, rodzice Łukasza w środę wracali do domu. Rodzice Sonii w czwartek z gdańskiego lotniska lecą do Rzymu na kanonizację papieża. Zazdroszczę im :( Uwielbiam Rzym i całe Włochy :) Mogłabym godzinami spacerować po rzymskich ulicach i uliczkach. Zawsze jak tam jestem, wrzucam drobną monetę do fontanny Di Trevi. Podobno to gwarantuje powrót do Wiecznego Miasta. Wierzę w to :* Póki co, wszystko układa się po mojej myśli. Wieczorem włączyłam laptopa i znowu dostałam wiadomość od Kornelii. Napisała, że ma dość Adriana, bo dzisiaj znowu się pokłócili i teraz ona ma wyrzuty sumienia, czy dobrze zrobiła. Zapytałam ją o co poszło. Podejrzewałam, że znowu o jego miłość do sportu, niestety...
Po kilku minutach przyszła odpowiedź:  "Poszliśmy z Oktawią i Maksem na mszę. Pod kościołem spotkaliśmy Jagieńskiego. Złożył nam świąteczne życzenia i zaprosił na jutrzejszy trening. Adrian powiedział mu, że będzie na pewno. Wtedy dałam mu do zrozumienia, że powinien posłuchać lekarzy i trochę odpocząć. On na to: sorry laska, ale nie wyobrażam sobie leżenia w domu bezczynnie, pójdę na trening czy Tobie się to podoba, czy nie. Wykrzyczałam mu co o tym myślę i poszłam do domu" Odpisałam jej, że nie powinna się przejmować, bo dobrze zrobiła. W końcu powinien wyluzować, bo dojdzie do tragedii. Obiecałam jej, że to załatwię. Tak też zrobiłam. Napisałam do Adriana i delikatnie wytłumaczyłam mu, że powinien pomyśleć o odpoczynku poważnie, bo licho nigdy nie śpi, a Kornelia w końcu nie wytrzyma i odejdzie...Rozpisałam się długo, a on tylko napisał: "Ja muszę być najlepszy. Ktoś musi..." Nie do końca zrozumiałam o co mu chodziło, więc wyłączyłam laptopa i poszłam spać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz