sobota, 6 grudnia 2014

"Przeżyj to sam..nie zamieniaj serca w twardy głaz"

Piątek, 10 stycznia 2014
Łukasz dzisiaj nie pojawił się w szkole...zadzwonił do mnie i powiedział, żebym go odwiedziła po lekcjach. I szybko się rozłączył...To było co najmniej dziwne. Na żadnej lekcji nie mogłam się skupić. Liczyłam tylko minuty do dzwonka i do końca dnia. Ze szkoły prawie wybiegłam, chociaż nie powinnam biegać :) Poszłam więc do Łukasza. Weszłam na jego klatkę schodową i zadzwoniłam do drzwi. Otworzyła je jego mama, która powiedziała, że Łukasz jest chory. Pani Basia powiedziała też, że musi wyjść do pracy na nocną zmianę, a nie chce zostawiać syna samego. Zaproponowałam, że posiedzę z Łukaszem jak się obudzi tak długo, aż ktoś z domowników nie wróci. Ucieszyła się i podziękowała. Zostawiła dokładną listę zaleceń, chociaż wcale jej nie potrzebowałam. Wielokrotnie przygotowywałam różne rzeczy w kuchni i znałam ją jak własną :) Gdy pani Basia wyszła wyjęłam zeszyt z matmy i zaczęłam robić zadania. Po jakiś dwóch godzinkach mój chłopak się obudził. Był zdziwiony, że przyszłam...Ogromnie się przeraziłam, bo przecież sam mnie o to prosił...Powiedziałam mu to, a wtedy on usiadł koło mnie i powiedział: "Faktycznie, wybacz mi, ale to wszystko przez to paskudztwo. Mam jakieś osłabienie. Wczoraj zemdlałem na treningu i musiałem zrobić wszystkie badania. Jutro odbieram pierwsze wyniki. Proszę pojedź ze mną do tego szpitala. Boję się" Wyczułam smutek w jego głosie. Sama też posmutniałam :C Odłożyłam matmę i zmusiłam Łukasza do powrotu do łóżka. Na poprawę humoru opowiedziałam mu, że przyjaciel mojej mamy doktor Wilański zgodził się pojechać na ten turniej, a ja będę pełnić rolę menadżera. Ucieszył się i chwilę później znowu zasnął. Wykorzystałam chwilę i poszłam zrobić coś do jedzenia. Z kuchennego pola bitwy wyrwał mnie telefon od mamy. Bardzo chciała porozmawiać z mamą mojego Misia. To było dziwne...Kiedy zapytałam o szczegóły, powiedziała mi, że etyka lekarska nie pozwała jej przedstawiać wyników badań osobom nie spokrewnionym :( Ze łzami w oczach skończyłam sałatkę i mięso. Wtedy wrócił pan Ryszard- ojciec Łukasza. Dlatego ja wróciłam do domu.

Sobota, 11 stycznia 2014
W nocy nie mogłam spać. Pojechałam do Łukasza rano, a o 11 miał wizytę u lekarza. Gdy siedzieliśmy przed gabinetem on był zmartwiony, próbowałam go pocieszyć, ale on wiedział, że coś jest nie tak. Powiedział mi wtedy, że od dawna źle się czuł. Dlatego nie chciał się ze mną spotykać po treningach :( Powinnam go za to zabić, ale drzwi od gabinetu się otworzyły i moja mama zaprosiła go do środka. Łukasz oczywiście złapał mnie za rękę, więc weszłam z nim. Obok mamy siedział jakiś inny lekarz, którego wcześniej nie znałam. Przedstawił nam się i delikatnie zaczął rozmowę. Powiedział, że wyniki, choć do końca nie są jednoznaczne wskazują na zespół Huggiego-Beckersa, czyli chorobę, która powoduje osłabienie organizmu, wyniszcza układ odpornościowy, powoduje arytmię i zmiany w krwi. Generalnie jest to choroba poważna, ale w 100 procentach wyleczalna. Warunkiem powrotu do zdrowia jest pełne zaangażowanie pacjenta i jego otoczenia. Wtedy ten mądry doktorek(nazywał się Milewski) wyszedł, a mama wyjaśniła nam po ludzku o co chodzi. Leczenie przebiega jak chemioterapia przy nowotworze. Nagle do gabinetu wpadła pani Basia i zaczęła wypytywać o wszystko. Mama cierpliwie powtórzyła jej to co nam tłumaczyła. Nasze mamy szybko znalazły wspólny język i po chwili były na "TY" Potem opowiedziała o ogólnym przebiegu leczenia. Plan był taki: w poniedziałek rano Łukasz zgłasza się na tygodniowy pobyt w szpitalu, potem przerwa, a po turnieju ciąg dalszy...Wszystko dlatego, że Łukasz uparł się na ten turniej, bo to szansa na realizację marzeń i inne takie. Mama miała już kilku sportowców na koncie i z reguły nie ustępowała, ale tym razem się zgodziła. Postawiła DWA warunki:po pierwsze będzie dużo odpoczywał nawet na turnieju, a po drugie pilnował godzin leków.Jedno było pewne, przez dwa tygodnie nie będzie trenował, z czego pierwszy przeleży pod kroplówką nic przyjemnego :(

Środa, 15 stycznia 2014
W szkole wszyscy pytają o Łukasza, trener Jagieński wydzwania do mnie codziennie pytając o przebieg leczenia.Martwią się o niego. Nauczyciele boją się, że narobi sobie zaległości. Pani od matematyki już myśli o tym, żeby iść do szpitala i go uczyć. 10 minut tłumaczyłam jej, że to nie ma sensu, bo Łukasz dostaje leki, które działają na niego jak tabletki usypiające i prawie cały czas śpi. Dodałam też, że na tyle na ile mogę pomagam mu ogarnąć obecną funkcję kwadratową i wiedzę z innych przedmiotów, choć to jest trudne. Agata- stażystka mamy mówiła mi ostatnio, że sen to normalna reakcja organizmu na leczenie i że jak wyjdzie ze szpitala to wszystko wróci do normy. Wychowawca zapytał mnie dzisiaj, czy można odwiedzić Łukasza w szpitalu. Odpowiedziałam, że bardzo chętnie, tylko nie można przesiadywać za długo, bo współtowarzysze się denerwują. Zawsze kiedy tam jestem słyszę od któregoś, że im przeszkadzam w oglądaniu filmu, rozmowy, czy czegokolwiek.  Denerwują mnie. Jest ich dwóch, a robią hałasu za dziesięciu. Obaj są mega bogaci i wydaje mi się, ze niezbyt szczęśliwi. Bo nikt ich nie odwiedza. A do Łukasza ciągle ktoś przychodzi. Rodzice, dziadkowie, koledzy, trener a najczęściej ja ♥  Opowiadam mu o tym co się dzieje na bieżąco w szkole. Wróci do niej najwcześniej za tydzień. Ale lekarze już widzą poprawę :) Nareszcie!!!  Za miesiąc turniej. Z tego co powiedziała mi Kornelia, która zaczęła jeździć nawet na treningi, jest już zajebiście z formą drużyny, ale Łukasza nikt nie zastąpi :P Wszyscy czekają na jego powrót, chociaż wiadomo, że...(czytaj obrazek)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz