piątek, 9 stycznia 2015

"To co mam, to serce, które jeszcze na wszystko stać..."

Wtorek, 1 lipca 2014
Od godziny jestem już z Łukaszem w Piekle. Zaraz przyjedzie Oktawia z Maksem i Kornelia z Adrianem. Sonia z bratem też już są w drodze. Domek jest przytulny, ma 2 pokoje, spory salon, łazienkę i kuchnię. Jeden pokój zajmą dziewczyny, a drugi chłopacy. Rozpakowałam już część bagaży. Nasze mamy postanowiły, że nas nie puszczą bez prowiantu. W ten sposób wśród naszych walizek znalazły się siatki pełne jedzenia jak dla pułku wojska. No cóż, tak bywa. Dzisiaj będziemy poznawać okolicę i odpoczywać. Jutro zaczniemy zabawę. W kuchni jest nawet ekspres do kawy. Szkoda tylko, że nie wzięłam takowej...wybiorę się chyba do sklepu. Teraz jednak leżymy przed telewizorem i czekamy.Ciąg dalszy nastąpi..;)
Jestem z powrotem. My już w komplecie. Zaczęliśmy od spaceru po ośrodku. Pograliśmy nawet w siatkę, ale były nierówne składy szybko nam się znudziło. Bartek chodzi o kuli :(  Dlatego po powrocie do domku poszedł się położyć. Wtedy też stało się coś, czego nie mogłam przewidzieć. Adrian wyjął z walizki PlayStation i podłączył do telewizora. Okazało się, że oni to planowali. Każdy miał ze sobą pada. Urządzili sobie "El Classico" w FIFĘ. Losowali, kto będzie kim. Wyszło, że Adrian i Łukasz grali Realem, a Kacper i Maks Barceloną. Siedziałyśmy  w kuchni, obżerając się chipsami. Stefania powiedziała, że Bartek miał po powrocie stąd wrócić do treningów. W połowie sierpnia miał jechać na obóz treningowy. Nic z tego nie wyjdzie. On od połowy stycznia nie trenował. :C Sonia naskoczyła nią, że ma skończyć ze smutaniem, bo wróci do Gorzowa. To mają być wakacje, a nie stypa. Wszystkie troski zostawiamy za bramą ośrodka. Koniec. Kiwnęłyśmy jej na to i poszłyśmy do pokoju oglądać jakieś romantyki :*

Środa, 2 lipca 2014
Dzisiejszy upalny dzień spędziliśmy na plaży przy jeziorze. Cudownie tak leżeć na plaży bez zobowiązań. Umówiliśmy się, że telefony, tablety i inne elektroniczne zabawki zostają w domu. Odrywamy się od rzeczywistości pisanej zdjęciami na Instagramie, postami na Facebooku, czy aktywnością na Asku :) Chcieliśmy iść na miasto, ale było zbyt upalnie a mamy w grupie trzech "chorych", którzy muszą na siebie uważać. Taka pogoda nie sprzyja spacerom. Po obiedzie siedzieliśmy sobie na tarasie, planując resztę dnia...Podeszła do nas pięcio-osobowa chłopaków grupa mniej więcej w naszym wieku. Był wśród nich taki umięśniony typ. Zapytał Łukasza czy nie mieli by ochoty pograć z nimi w nogę wieczorem. Proponowali proste zasady: Dwie połowy po 30 minut. Po 4 zawodników w polu i bramkarz. Stefania powiedziała od razu, że my nie mamy składu, bo wiadome, że Bartek nie mógł zagrać nawet na bramce. Ten jej odpowiedział: "Dziunia nie wiesz, że takie paniusie jak ty głosu nie mają. Twój men jak jest twardy to i o kuli stanie w bramce..." Bartek nie pozwolił mu dokończyć. Powiedział, że zagra pomimo wszystko, a jego dziewczyny nikt nie będzie nazywał Dziunią. Tak więc punktualnie o 20 całą ekipą poszliśmy na boisko do nogi. Łukasz i Adrian jako najlepsi strzelcy Koron na ataku, a Maks i Kacper na obronie, Bartek w bramce. Cały mecz robiłam zdjęcia. Po około 16 minutach Łukasz już strzelił pierwszą bramkę. Trzy minuty później było już 2:0. W drugiej połowie to już pogrom. Łukasz i Adrian zanotowali po hat-tricku w swoim, mistrzowskim stylu, a 7 bramkę dołożył Kacper. Oni zdołali tylko raz pokonać Bartka. Po meczu tamten kark przeprosił Stefanię za Dziunię i podziękował za dobrą zabawę. Zaprosił nas na jutro wieczorem na ognisko. Jeżeli nic się nie zmieni pójdziemy :)

Czwartek, 3 lipca 2014
Dzisiaj poszłyśmy na zakupy. Nasi ukochani nie byli w stanie się podnieść z łóżek. Tak to jest jak się kilka miesięcy leży, a potem gra godzinę bez przerwy. Łaziłyśmy po sklepach, ale żadna z nas nie upolowała niczego ciekawego. Weszłyśmy tylko do spożywczego po wodę, soki i kawę do tego ekspresu. Nagle z zamyślenia co jeszcze powinnyśmy włożyć do wózka wyrwał mnie telefon od Łukasza. Pytał, w której kosmetyczce trzymam swój zamrażacz w sprayu. Zapytałam po co mu to, a on że Bartek narzeka na to swoje kolano, a jego maści już nie działają. Powtórzyłam to Stefanii, a ona tylko kiwnęła głową mówiąc: "Wiedziałam, że tak będzie". Wróciłyśmy do ośrodka obładowane zakupami. Różne rzeczy. Bartek leżał na kanapie w salonie z kolanem obłożonym lodem i chusteczkami. Wiedziałam, że cierpi. Miałam to samo po swojej kontuzji. Znowu obudził się we mnie "instynkt lekarski". Stwierdziłam, że powinniśmy jechać do lekarza. Jednak Bartek nie chciał się na to zgodzić. Zależało mu na tym, żeby być z nami, a nie w szpitalu. Stefania przyznała mi rację. Doszłyśmy do wniosku, że jeśli ból do jutra nie ustąpi wzywamy karetkę. Poszliśmy na to ognisko do poznanych wczoraj panów. Zaczęliśmy od przedstawienia się. Oni mają po 18 lat i przyjechali tu odpocząć od swojego otoczenia. Trenują piłkę nożną, MMA i kulturystykę. W pewnym momencie wyjęli alkohol. Dokładniej piwo. Odmówiłam im kulturalnie, bo nie lubię alkoholu. Łukasz też, bo leki. Bartek poszedł spać, bo nie mógł wytrzymać z bólu. Stefania poszła z nim. Jak reszta zaczęła pić z nimi, to zabrałam Łukasza na spacer. Poszliśmy na pomost. Położyliśmy się na jego bluzie i wpatrywaliśmy się w gwiazdy.  To było cudowne. Niech te chwile trwają wiecznie <3



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz