czwartek, 25 czerwca 2015

"Jak na deszczu łza cały ten świat nie znaczy nic a nic..."

Sobota, 27 grudnia 2014
Wstałam rano i od razu zadzwoniłam do Jagieńskiego. Powiedział mi, że Adrian trafił wczoraj rano do szpitala i jest w stanie ciężkim, wręcz krytycznym. Poprosił mnie, żebym powiedziała o tym Kornelii. Ale jak? Mam powiedzieć przyjaciółce, że jej chłopak umiera 700 km od domu? Na samą myśl zaczęłam płakać. Mój płacz usłyszała mama. Przyszła i zapytała mnie co się stało. Jak jej powiedziałam od razu się popłakała :( Płakałyśmy razem. W końcu się opanowałam i zadzwoniłam do Kornelii, żeby jej wszystko powiedzieć. Ona od razu zaczęła ryczeć...Chciała pojechać do Karpacza, żeby chociaż przez chwilę zobaczyć Adriana. Uspokoiłam ją, że jej chłopak ma fachową opiekę i silny organizm, który na pewno pokona chorobę. Potem znowu zadzwoniłam do Jagieńskiego, żeby go zapytać jak to się stało i czemu Adrian trafił do szpitala. Powiedział mi, że dostawał "leki", które miały mu pomóc pokonać zmęczenie. Było jednak odwrotnie :( Tabletki mu zaszkodziły. Spowodowały nieodwracalne  uszkodzenie serca i mózgu. Oznaczało to, że już nigdy nie wyjdzie na boisko. O ile w ogóle przeżyje. Rozmawiałam z byłym trenerem jeszcze długo aż nagle do mojego domu wpadł Łukasz. Zapytał mnie, czy już wiem o Adrianie. Powiedziałam mu, że wiem wszystko. Posiedzieliśmy sobie w milczeniu. Żadne z nas nie było w stanie nic powiedzieć. Około godziny 19 zadzwonił telefon. Na wyświetlaczu zobaczyłam  nieznany numer. Odebrałam a chwilę potem upuściłam telefon :'( Dzwonił do mnie Robert, kolega z klasy i Królewskich... Powiedział, że 15 minut temu Adrian umarł! ://

Niedziela, 28 grudnia 2014
Obudziłam się w objęciach Łukasza. Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam. Pół nocy przepłakaliśmy. Mama, która wczoraj szybko poszła spać o niczym nie wiedziała. Dlatego była bardzo zdziwiona jak nas zobaczyła śpiących na sofie w salonie.  Łukasz wszystko jej powiedział. Ja nie byłam w stanie :( Było nam wszystkim ogromnie smutno z tego powodu. Postanowiłam zebrać się i zadzwonić do Sonii do Gorzowa. Przecież go znała... Odprowadziłam Łukasza do domu, wzięłam prysznic i pojechałam z rodzicami do kościoła. Spotkałam po mszy syna Jagieńskiego. On już też wiedział. Plotki pod kościołem były słyszalne wszędzie. Każdy już wiedział. Cały dzień próbowałam dodzwonić się do Kornelii, ale bez skutku. Postanowiłam do niej pojechać. Drzwi otworzyła mi jej mama. Powiedziała, że Kornelia od wczoraj nie wychodzi z pokoju. Nic nie jadła, nie piła, nawet drzwi nie otwiera. Mimo wszystko chciałam z nią porozmawiać. Próbowałam wejść do jej pokoju, ale mnie nie wpuściła. Krzyczała tylko, że ją okłamałam, że mówiłam, iż wszystko się ułoży itd. Faktycznie tak było, ale nie wiedziałam, że z Adrianem jest tak źle. Rozmawiałam jeszcze z jej mamą i pojechałam dalej. Odwiedziłam Jagieńskiego. On też był załamany. Nawet bardzo :'( Powiedział mi, że wytoczy proces trenerowi i prezesowi Tumińskiemu o spowodowanie śmierci, poprzez te tabletki. Wróciłam do domu i w tym samym momencie wpadła Oktawia z Maksem. Byłam bardzo zdziwiona, bo jeszcze wczoraj Maks był na obozie...Podobno natychmiast po śmierci Adriana trener kazał im się pakować i wracać do Korony :/ Poznaliśmy (w międzyczasie przyszedł Łukasz) całą historię na temat choroby naszego zmarłego przyjaciela. Miał zapalenie płuc, gorączkę, a mimo to musiał trenować... Dowiedzieliśmy się ze pogrzeb będzie 31 grudnia. W Sylwestra :'( Najgorsze zakończenie roku w moim życiu.

Środa, 31 grudnia 2014
Byłam wczoraj z Łukaszem u lekarza na kontroli. Zapytaliśmy też doktora, czy Łukasz może być na pogrzebie Adriana. Zgodził się, co było najważniejsze. Potem pojechaliśmy do kwiaciarni zamówić wieniec. Poprosiliśmy o napis "Adrianowi- wiernemu kumplowi i świetnemu piłkarzowi- Wiktoria i Łukasz". Dzisiaj od rana nie miałam siły na nic. Ubrałam się ciepło i poszłam do Łukasza. On wcale nie  był w lepszym nastroju. Pojechaliśmy do kościoła. Zajęliśmy sobie miejsca. Dołączyli do nas Oktawia z Maksem. Kościół był pełny ludzi. Głównie młodych z naszej szkoły, ze szkoły Adriana, z klubu, ogólnie z miasta. W czasie kazania przytuliłam się do Łukasza i zaczęłam płakać. Ksiądz w wielokrotnie podkreślał, że śmierć zawsze jest początkiem czegoś nowego...Rozumiałam to jako osoba wierząca, ale nie jako osoba, która straciła przyjaciela. :'( W czasie komunii zobaczyłam Tumińskich (prezesa i trenera), miałam ochotę iść i im obu mocno przywalić. Na samym cmentarzu po prostu ryczałam. Jak spuszczali trumnę, obróciłam wzrok. Nie chciałam już na to patrzeć :( Wróciliśmy do domu. Łukasz zasnął u mnie na kanapie. Te prawie 4 godziny to  za duży wysiłek jak na kogoś, kto 3 tygodnie temu miał przeszczep serca. Zrobiłam sobie gorącej herbaty, podkręciłam ogrzewanie do maksimum i postanowiłam, że wydrukuję sobie jedno zdjęcie Adriana i powieszę na ścianie, żeby nigdy o nim nie zapomnieć. Jak to zrobiłam, usiadłam obok Łukasza i bezmyślnie gapiłam się w telewizor. Tak o to spędziłam ostatni dzień roku 2014 :// A mówią, że jaki Sylwester, taki cały rok.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz