Dowiedziałam się, że moja urodzinowa niespodzianka to był plan Łukasz od początku do końca. Wtajemniczył w niego tylko Sonię. Oni wszyscy poświęcili się dla mnie :) a ja ich skreśliłam. Głupio mi było, kiedy odbierałam kolejne prezenty. Dostałam mnóstwo książek, kosmetyków i pieniędzy. Od rodziców dostałam złoty naszyjnik z imieniem, a od Łukasz kosz róż i pierścionek. Oczywiście był tort i dużo jedzenia. Niestety część gości tego samego dnia musiała wrócić do domu. Jednak rodzinka zostaje z nami w Łebie. Nasi rodzice przywieźli wszystko, co potrzebne. Rodzina Sonii przyjedzie jutro. Będzie fajnie, pospacerujemy po plaży, mieście i najbliższej okolicy :) Wieczorem rozmawiałam z rodzicami. Mama opowiedziała mi trochę o pierwszych dniach dyrektorowania. Tata z kolei mówił o jakimś nowym projekcie. Będzie budował muzeum Sław Sportu. Ciekawy pomysł. Już chcę tam pojechać. Oprócz tego, w domu nic się nie zmieniło. Wtedy zażądali szczegółów z mojego życia tutaj. Opowiedziałam o Sonii, Bartku i przygodzie w szpitalu. Nagle do pokoju zapukała pani Marlena i zaprosiła mnie do swojego gabinetu. Wyjaśniła mi i obecnej tam Sonii, że Natalia jest narkomanką. Wykradała leki pacjentów z szafek. Patrzyłyśmy na siebie z niedowierzaniem :( Ona- narkomanką? Kurcze, lubiłam tą babkę. Nie wiedziałam co powiedzieć. Wyszłam bez słowa z pokoju Marleny i wróciłam do rodziców. Powtórzyłam im wszystko i poszłam spać. Dość wrażeń mam ostatnio.
Czwartek, 17 kwietnia 2014
Dzisiaj do "Błękitnej Laguny" zjechał się tłum ludzi :( Mimo wszystko, dzień był cudowny. Rano poszliśmy na spacer z rodzicami.Potem spotkałam się z Sonią. Poznałam jej rodziców i dziadków. Byli bardzo eleganccy. Okazało się, że tata znał tych państwa. Z tatą Sonii chodził do liceum i razem studiowali. Podobało mi się to, bo już planowali następne spotkania. U nas w Koronie, u nich w Gorzowie. Oznaczało to, że będziemy mogły się jeszcze spotkać. Najbliższy tydzień będzie wspaniały. Potem rodzice znowu wyjadą, a my w czwórkę będziemy dalej sami. Sonia zostaje tu jeszcze dłużej niż ja. Wszystko dlatego, że Bartek musi wrócić przed wakacjami do pełnej sprawności. My wracamy do domu 11 maja :( Mogłabym tu zostać na zawsze. Kocham to miejsce i tych ludzi. Wieczorem leżeliśmy u siebie w pokoju. Zapytałam Łukasza, o to jak się czuje, jak wyobraża sobie powrót do domu i szkoły. Powiedział, że jeszcze niczego nie planuje. Ważne, żeby wyzdrowiał i wrócił na boisko. Cieszy się z tego co ma teraz i nie myśli o tym co będzie za tydzień, miesiąc czy rok. Była to nasza pierwsza, szczera rozmowa od czasu przyjazdu tutaj. Wcześniej nie było na to czasu. Byliśmy szczęśliwi, że jesteśmy razem i tyle nam wystarczało :) Przytuliłam się do niego, a on mnie pocałował. Jak zwykle szybko zasnął. Wstałam więc i z tabletem usiadłam na tarasie. Popisałam z Kornelią. Ona opowiedziała mi, że Adrian trafił dzisiaj do szpitala, bo zemdlał w galerii. Napisała, że dopiero teraz mnie zrozumiała. Ogarnęła, co to znaczy siedzieć przy chorym chłopaku i mieć różne myśli w głowie. Zapytałam, co się stało dokładnie, bo jak wpadli w poniedziałek z niespodzianką dla mnie Adrian był okazem zdrowia. Kornelia powiedziała, że w środę po treningu na siłowni, poszedł jeszcze na basen i pobiegać z Maksem. Przesadził z treningami i serce nie wytrzymało. Powinien teraz do końca kwietnia odpoczywać od sportu. Niby tylko 2 tygodnie, ale dla sportowca to wieczność...
Poniedziałek, 21 kwietnia 2014
Już prawie po świętach...poszliśmy rano do kościoła, a potem pojechaliśmy sobie do Sopotu. Spacerowaliśmy po molo, zrobiłam świąteczną, rodzinną sesję. Zjedliśmy obiad i wróciliśmy do Łeby. My standardowo poszliśmy na basen, a rodzice zrobili sobie małą imprezkę. Wiadomo, chcieli coś wypić. W końcu po to też trochę są święta. Żeby wrzucić na luz. Moi rodzice już byli jedną nogą na Teneryfie, rodzice Łukasza w środę wracali do domu. Rodzice Sonii w czwartek z gdańskiego lotniska lecą do Rzymu na kanonizację papieża. Zazdroszczę im :( Uwielbiam Rzym i całe Włochy :) Mogłabym godzinami spacerować po rzymskich ulicach i uliczkach. Zawsze jak tam jestem, wrzucam drobną monetę do fontanny Di Trevi. Podobno to gwarantuje powrót do Wiecznego Miasta. Wierzę w to :* Póki co, wszystko układa się po mojej myśli. Wieczorem włączyłam laptopa i znowu dostałam wiadomość od Kornelii. Napisała, że ma dość Adriana, bo dzisiaj znowu się pokłócili i teraz ona ma wyrzuty sumienia, czy dobrze zrobiła. Zapytałam ją o co poszło. Podejrzewałam, że znowu o jego miłość do sportu, niestety...
Po kilku minutach przyszła odpowiedź: "Poszliśmy z Oktawią i Maksem na mszę. Pod kościołem spotkaliśmy Jagieńskiego. Złożył nam świąteczne życzenia i zaprosił na jutrzejszy trening. Adrian powiedział mu, że będzie na pewno. Wtedy dałam mu do zrozumienia, że powinien posłuchać lekarzy i trochę odpocząć. On na to: sorry laska, ale nie wyobrażam sobie leżenia w domu bezczynnie, pójdę na trening czy Tobie się to podoba, czy nie. Wykrzyczałam mu co o tym myślę i poszłam do domu" Odpisałam jej, że nie powinna się przejmować, bo dobrze zrobiła. W końcu powinien wyluzować, bo dojdzie do tragedii. Obiecałam jej, że to załatwię. Tak też zrobiłam. Napisałam do Adriana i delikatnie wytłumaczyłam mu, że powinien pomyśleć o odpoczynku poważnie, bo licho nigdy nie śpi, a Kornelia w końcu nie wytrzyma i odejdzie...Rozpisałam się długo, a on tylko napisał: "Ja muszę być najlepszy. Ktoś musi..." Nie do końca zrozumiałam o co mu chodziło, więc wyłączyłam laptopa i poszłam spać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz